O pierwszym nauczycielu gry na skrzypcach, silnych tradycjach i góralskiej muzyce, projektowaniu domów z drewna i pracy w lesie z Sebastianem Karpielem-Bułecką rozmawiała Agnieszka Sijka.
Od lat jest pan obecny na scenie muzycznej, gra na skrzypcach, dudach podhalańskich i tradycyjnych instrumentach pasterskich, jednak nie ma pan wykształcenia muzycznego, a techniczne. Ukończył pan architekturę, a wcześniej Technikum Budownictwa Tradycyjnego.Zarówno granie, jak i budownictwo są u mnie rodzinną tradycją. Mój dziadek i jego bracia byli cieślami, budowali tradycyjne góralskie domy. Natomiast mój tata był nauczycielem w szkole budowlanej, ale także stolarzem – projektował i robił świetne drewniane meble. Mój brat jest, tak jak ja, grającym architektem.Chyba nie miałem wyboru, poszedłem tą samą ścieżką, co wcześniej inni mężczyźni w mojej rodzinie. Ta droga zawodowa i pomysł na życie bardzo mi odpowiadają. Cały czas projektuję z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Pracuję jako architekt, to jednak nie oznacza, że kiedyś zrezygnuję z kariery muzycznej. Nie potrafiłbym odejść od grania i śpiewania. Granie, śpiewanie i architektura od wielu lat się przeplatają, zawsze były ze sobą połączone.Na skalnym Podhalu jest dużo muzycznie uzdolnionych osób, to jest silnie wpisane w nasze tradycje. Tutaj w co drugim domu ludzie potrafią śpiewać po góralsku czy grać na skrzypcach. Oczywiście, nie da się tego porównać z muzyką klasyczną, ci ludzie są samoukami. To jest prosta muzyka, nie wymaga godzin ćwiczeń i szlifowania jednego utworu. Mnie gry na skrzypcach uczył sąsiad. Nikt nie kształci się, aby grać po góralsku, do tego potrzeba dobrego słuchu i tak zwanego drygu.Ludowe muzykowanie i śpiewanie nie zanikają na Podhalu? Młodsze pokolenie nie wstydzi się góralskiej tradycji? Nie, wręcz przeciwnie. Obecnie mamy renesans muzyki góralskiej, mnóstwo młodych ludzi interesuje się graniem i potrafi to robić. Kiedy ja zaczynałem, było zaledwie kilka zespołów czerpiących z naszej tradycji. Teraz jest tyle składów i kapel góralskich, że większości z nich, niestety, nie znam.Tu ludzie nigdy nie wstydzili się swojej przeszłości. Są mocno związani z tradycją i są z niej dumni. Południe Polski, nie tylko skalne Podhale, ale także Beskid Śląski i Żywiecki, mocno stoją folklorem. Gorzej z sięganiem do korzeni jest w innych rejonach Polski.
Czyli sukces zespołu Zakopower zachęcił innych do grania góralskiej muzyki i występów na scenie? Myślę, że tak. Marzyłem o tym, żeby zespół Zakopower był takim koniem trojańskim do przemycania muzyki góralskiej, takiej czystej, prawdziwej, żeby młodych ludzi zainteresować naszą tradycją i jej bogactwem.Czy nigdy nie chciał pan uciec od wizerunku ambasadora góralszczyzny? Absolutnie nie, nigdy nie chciałem od tego się odwrócić, w niej jest moja siła. W innych muzycznych gatunkach nie byłbym autentyczny. Natomiast chciałem pokazać tradycję i folklor w bardziej nowoczesny sposób, do tego cały czas dążę. Chciałem pokazać, że inspirując się muzyką góralską czy ogólnie folklorem, można robić rzeczy nowoczesne i dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców.Muzyka ludowa i jej znaczenie od zawsze były dostrzegane przez polskich kompozytorów. Do ludowej tradycji sięgali Fryderyk Chopin, Henryk Mikołaj Górecki czy Karol Szymanowski. Bazowali na takiej muzyce i nie przeszkadzało im to w odniesieniu sukcesu.Warto eksponować swoje korzenie i je pielęgnować, bo to nasza tradycja czyni twórczość czymś oryginalnym. Przez wiele lat ten gatunek muzyki kojarzył się z Cepelią i, jeśli można użyć tego słowa, z obciachem. Niestety, wiele złego zrobiono w czasie komunizmu, folklor był źle pokazywany. Kojarzył się albo ze starszymi panami – jeden tłukł w bębenek, a drugi rzępolił na skrzypach, albo z kompletną stylizacją w rodzaju Mazowsza.Dziś wystarczy wyjechać na Podhale i pójść na góralskie wesele, żeby zobaczyć, jak piękna, żywa i poruszająca może być muzyka góralska.Tak jak już wspominałem, pojawiło się bardzo dużo zespołów folk, grających w różnych nurtach muzycznych. Z zespołem Zakopower zrobiliśmy to w szeroko pojętej muzyce pop, ale był też np. projekt Zbyszka Namysłowskiego, w którym pięknie się przenikały jazz i muzyka góralska.Wystąpiliśmy na scenie Carnegie Hall czy w barcelońskiej Sagrada Familia. To świadczy o tym, że folklor ma wielki potencjał, nie powinien być powodem do wstydu, tylko do dumy. Obecnie, kiedy nadal trwa pandemia, trudno jest układać konkretne plany, ale czy Zakopower ma coś zapisane w przyszłorocznym grafiku? Wszyscy chcemy wrócić i działać, grać na scenie. Przez pandemię jesteśmy mocno ograniczeni, ale udało nam się przygotować nową płytę. Teraz czekamy, żeby ją wydać. Mam nadzieję, że już za kilka miesięcy będzie mogła się ukazać.Tak jak poprzednie płyty, będzie ona nawiązywała do klimatów góralskich. Nawet jakbyśmy próbowali grać Chopina, to i tak będzie brzmiał po góralsku, bo mamy to we krwi. Wielokrotnie podczas naszej rozmowy podkreślił pan przywiązanie do tradycji, do swoich góralskich korzeni. Czy jest ono również widoczne w pracy architekta? Wychowałem się w Kościelisku, stąd pochodzę, więc czuję budownictwo góralskie, dla mnie jest ono najpiękniejsze. To nie oznacza, że się do niego ograniczam, bo na studiach uczyłem się projektować różne budynki. Ale najchętniej projektuję domy drewniane. Co takiego inspirującego jest w drewnie? Drewno to naturalny budulec. Dom z drewna jest przytulny, mieszkanie w nim jest bardzo przyjemne i komfortowe. W zimie jest ciepło, a latem nie za gorąco. Sam mieszkam w domu z płazu świerkowego, według mojego projektu.Wprawdzie nie wykonuję, jak mój ojciec, pięknych mebli czy, jak mój brat, tradycyjnych, pasterskich instrumentów, ale drewno jest mi bliskie. W pana rodzinnej miejscowości, jak i całych górach, trwa architektoniczny koszmar. Krajobraz jest zaśmiecony m.in. przez wielkie, betonowe apartamentowce. Niestety, to prawda. To miejsce zostało architektonicznie zniszczone, pewnych rzeczy nie da się już cofnąć, poszły za daleko. Szkoda, że niewiele osób wyciąga z tego wnioski i nadal pozwala się na budowanie apartamentowców. Nie ma nikogo, kto próbowałby z tym zrobić porządek, ponieważ lobby deweloperskie jest bardzo silne.Często nawet sami mieszkańcy nie przestrzegają prawa budowlanego, obchodzą je na wszystkie sposoby. Nie mają poczucia obciachu, że budując te betonowe koszmary, robią krzywdę następnym pokoleniom.Cały czas liczę na to, że ktoś na górze weźmie się za to, szkoda tego wyjątkowego miejsca. Niedługo dojdzie do tego, że już nawet gór nie będzie widać, bo wszystko będzie zabudowane. Wiemy, co pana irytuje jako architekta, a co pan lubi w tej pracy? Spełniam się w tym. Lubię proces twórczy, lubię siedzieć przed komputerem i wymyślać, jak dom ma wyglądać. To jest magiczna dziedzina sztuki. Płaski rysunek, który mam przed oczami, w przyszłości będzie trójwymiarowy i ktoś w nim zamieszka, będą ściany i dach.Architektura jest spokrewniona z muzyką, co też mi pasuje. Ktoś kiedyś powiedział, że architektura to muzyka zastygła w krajobrazie i to jest prawda. Wielu muzyków miało wykształcenie techniczne. Architektem był świętej pamięci Marek Grechuta czy Jan Kanty Pawluśkiewicz. Te dwie dziedziny sztuki naprawdę mają ze sobą wiele wspólnego. Ma pan także własny kawałek lasu. Faktycznie, nawet mieszkam teraz przy nim, ale nie jestem wykształconym leśnikiem. Leśniczym był mój pradziadek, dziadek też zajmował się lasem.Sam zawsze dużo czasu spędzałem w lesie. Zagadnienia związane z leśnictwem nie są mi obce, muszę zajmować się lasem jako jego właściciel. Kilka lat temu na Podhalu bardzo silny halny wyłamał dużą powierzchnię lasu, musieliśmy to wszystko wywieźć, posadzić młode drzewa. Tak samo, kiedy w lesie jest kornik, to trzeba drzewa ściąć, okorować, wywieźć. To daje szansę na uratowanie lasu, żeby się odrodził.W okolicach Zakopanego jest bardzo dużo lasów sadzonych w XIX wieku, wcześniej drzewa były wycinane do hut. Wydobywano tu rudy żelaza, szczególnie w rejonie Doliny Kościeliskiej. Już w XV wieku istniały w Tatrach prymitywne kopalnie. Najprężniej działały w XVIII i XIX wieku.Niestety, po tych wycinkach nie odtworzono składu starych, mieszanych lasów. Na ich miejsce posadzono same świerki, dlatego ten las jest dużo słabszy i tak duże spustoszenia uczynił w nim halny. Po przejściu halnego staraliśmy się posadzić las taki, jaki był przed wiekami. Sami sadziliśmy drzewka, sadzonki dostaliśmy z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Były to drzewka gatunków liściastych, typowe dla lasów, które tutaj kiedyś rosły. Mam nadzieję, że te posadzone przez nas lasy będą trwalsze.