Pomysł nabiera kształtów. Na razie zamysł jest w głowie leśniczego, ale już za chwilę stanie się realny. Tak jak rzeczywistością stała się każda woliera, wybieg i w końcu cały Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt w Napromku.
Już od wejścia na teren ośrodka witają nas głosy zwierząt. Z wybiegów dochodzi szczekanie sarny, chrząkanie dzika, po chwili naszą uwagę przyciąga klekot bocianów, nawoływanie myszołowa czy pohukiwanie puszczyka. Jeśli będziemy mieli szczęście, to usłyszymy wycie czy skomlenie wilka. Chociaż, jak mówi Lech Serwotka, założyciel i prowadzący ostoję leśnik, nasze szczęście oznacza nieszczęście zwierzęcia. – Jesteśmy szpitalem dla dzikich zwierząt, nie bez powodu do nas trafiają – podkreśla leśniczy leśnictwa Napromek.
To dla tych pechowców, ofiar wypadków komunikacyjnych czy ludzkiej beztroski leśniczy stworzył szpital. – Zanim powstał Napromek, w całym kraju nie było wyspecjalizowanej placówki dla dzikich zwierząt. Byliśmy jednym z pierwszych takich miejsce, dziś w Lasach Państwowych działa kilka podobnych – wyjaśnia.
Lista ozdrowieńców
Oficjalnie ośrodek działa od 2001 roku, kiedy to uzyskano zezwolenie Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, ale i wcześniej do siedziby leśnictwa trafiały poturbowane lub chore dzikie zwierzęta. – Paragrafy paragrafami, a życie życiem. Przecież żaden leśnik nie zostawiłby zwierzęcia w potrzebie. Każdy z nas oprócz podstawowej działalności, jaką jest hodowla i troska o las, ma także misję do spełnienia. Moją jest pomoc zwierzętom, bez nich nie wyobrażam sobie lasu – wyznaje Serwotka.
Jako pierwsze w szpitalnym rejestrze figurują jeże, sarny i dziki. Z czasem lista się wydłużyła – dziś jest na nią wpisanych kilkadziesiąt gatunków. Jak wynika ze skrupulatnie prowadzonej kartoteki, oprócz wspomnianych saren czy jeży w ośrodku hospitalizowane były między innymi jenoty, lisy, dzięcioły różnych gatunków, czaple, jastrzębie, krogulce, bociany, zimorodki, wydry czy muflony. W ciągu roku pomoc otrzymuje ponad sto osobników ssaków i ptaków. Obecnie przebywa tam około 40 podopiecznych, wśród nich są puszczyk, pustułki, bociany i, oczywiście, leśne ssaki. Każdy chory zwierzak ma założoną kartę pacjenta oraz, na czas pobytu w szpitalu, otrzymuje imię. W dokumentacji medycznej prowadzonej przez leśników i współpracującego z nimi weterynarza widnieją więc Basie, Kasie, Jasie, Dziubki, Zofije czy Uszate, gdyż każdy pacjent wymaga indywidualnego podejścia. – Koty, psy czy nawet zwierzęta gospodarskie mogą liczyć na pomoc, natomiast te żyjące w lasach czy na łąkach są problemem. Udzielenie pomocy bielikowi czy lisowi różni się od ratowania psa lub kota – wyjaśnia założyciel Napromka.
Powrót do dzikości
Zwierzęta, oprócz fachowej pomocy weterynaryjnej, muszą mieć przestrzeń dostosowaną do swoich potrzeb. – Gdy zwierzęta do nas trafią, ważne jest, by w czasie rehabilitacji nie przyzwyczajały się do ludzi, a proces leczenia powinien zawierać element dziczenia. Musimy zrobić wszystko, by dać zwierzęciu szansę na powrót do naturalnego środowiska, dlatego kontakt z nim jest ograniczony do koniecznego minimum – wyjaśnia Serwotka.
Z tego powodu na terenie Napromka (który zajmuje powierzchnię około 1 ha) powstały specjalne woliery dla ptaków szponiastych, błotnych i wodnych oraz wybiegi dla jeleni, dzików czy saren. Na miejsce mogą liczyć łoś, wydra czy bociany. Leśniczemu Serwotce w zajmowaniu się pacjentami zwykle pomaga dwóch pracowników nadleśnictwa. Każdy z nich ogranicza kontakt z przebywającymi tu zwierzętami do minimum. Według leśnika zając czy jeż nie przywiąże się do opiekuna, ale inaczej jest w przypadku sarny, dzika czy jelenia, które szybko przełamują barierę strachu przed człowiekiem i łatwo przyzwyczają się do ludzi.
Na szczęście aż około 70 proc. pacjentów wraca do środowiska naturalnego. Stali rezydenci, którzy z powodu trwałego kalectwa nie poradzą sobie w lesie, również znajdują odpowiednie miejsce w Napromku. Dla bocianów mających uszkodzone lub amputowane skrzydła zbudowano gniazda wprost na ziemi lub na niewielkich podwyższeniach, tak by biało-czarni pechowcy mogli do nich samodzielnie wchodzić.
Wśród pacjentów są także bociany czarne, rzadziej spotykani krewniacy białych. Nasz rozmówca zapamiętał szczególnie jednego z nich – młodego bociana, który został okrutnie okaleczony. – Ptak miał obciętą jedną trzecią dzioba. Podejrzewam, że ktoś wyjął go z gniazda, a jak bocian był już starszy i, być może, zaczął boleśnie szczypać, to przycięto mu dziób – mówi z goryczą Lech Serwotka.
Osłabionego i pokaleczonego bociana, po długim leczeniu i rehabilitacji, uratowano. Jednak nie każde stworzenie ma tyle szczęścia. – Przyjmując zwierzęta, nie dzielimy ich na lepsze i gorsze. Jedyne, czym się kierujemy, to ich stan. Niestety, czasami jest on na tyle poważny, że musimy podjąć decyzję o skróceniu cierpienia – tłumaczy leśnik. Dlatego najbardziej dotknięte ofiary wypadków, jak sarny, którym grozi amputacja nóg, czy jelenie z połamanym kręgosłupem, są usypiane. – To zawsze bardzo trudna decyzja i zapada po konsultacji z lekarzem.
Wilcza ostoja
Ośrodek w Napromku jest jedynym miejscem, w którym wybudowano specjalną wolierę dla wilków. Od 2015 roku placówka ma otwarte podwoje dla tych chronionych drapieżników. Od tego czasu w Napromku leczono siedmiu pacjentów tego gatunku. Wśród nich były słynne wilki Kampinos, Napromek, Miko oraz Harda. Ta ostatnia wilczyca nie potrafiła wrócić do natury, więc po wypuszczeniu odłowiono ją i przewieziono do zagrody Białowieskiego Parku Narodowego.
Woliera, czyli wydzielony spory kawałek zarośniętego krzewami i drzewami terenu, ogrodzona jest płotem, który znajduje się pod niewielkim napięciem, gdyż – jak wyjaśnia leśnik – leczone drapieżniki, gdy tylko lepiej się poczuły, próbowały różnych metod ucieczki do lasu. Zagroda jest również monitorowana, co daje możliwość całodobowego obserwowania zachowania rekonwalescentów. Obecnie w leśnej ostoi nie przebywa żaden wilk.
Prowadzenie ośrodka, w którym pomoc znajdują zarówno drapieżniki, jak i roślinożercy, jest kosztowne. Największą część kwoty stanowią wydatki na opiekę weterynaryjną oraz pokarm. Na liście zakupów znajdują się serca kurczaków (w ubiegłym roku pacjenci zjadali średnio około 180 kg serc miesięcznie), całe kurczaki czy mięso wieprzowe. Oczywiście nie można także zapomnieć o diecie dla roślinożerców – kilogramach marchwi, jabłek, siana czy o tonie pszenicy. Żywność czy leki to jednak pozycje, które można łatwo zliczyć. Jak tymczasem zsumować zaangażowanie leśników? Dla nich opieka nad zwierzętami to zajęcie dodatkowe. – Zdarza się, że w czasie karmienia maluchów odbieram telefon od odbiorcy drewna albo ze spotkania z zakładem usług leśnych pędzę, żeby przygotować jedzenie i leki. Opieka nad zwierzętami od każdego z nas wymaga całodobowej dyspozycyjności, gdyż młode trzeba karmić co dwie godziny. Nieraz też nocą jechałem do potrąconego jelenia czy sarny – opowiada Serwotka, ojciec zastępczy pensjonariuszy.
Proza życia i notoryczny brak czasu nie zniechęcają Lecha Serwotki do snucia kolejnych planów. Jednym z nich jest stworzenie w Napromku woliery dla chorych i rannych niedźwiedzi. Na razie idea klaruje się w wyobraźni leśniczego i powoli nabiera kształtów na papierze. Jednak, jak zaznacza nasz rozmówca, zanim trafią tam pierwsi futrzaści mocarze, czeka go mnóstwo pracy przy tych mniejszych i większych pechowcach z dziczy.
Gdzie szukać pomocy?
Nadleśnictwo Piotrków Leśna Osada Edukacyjna w Kole Koło 115 Sulejów tel.: 44 64 51 840; 694 408 878
Nadleśnictwo Płock leśnictwo Miszewo Miszewo Murowane tel.: 24 26 27 774
Nadleśnictwo Krynki leśnictwo Leszczana Studzionka 3 Szudziałowo tel.: 85 72 29 640
Nadleśnictwo Wejherowo leśnictwo Sobieńczyce gm. Krokowa tel.: 58 67 29 801
Leśne Pogotowie przy Nadleśnictwie Katowice ul. Kościuszki 70 Mikołów tel.: 605 100 179
Nadleśnictwo Olsztynek leśnictwo Napromek tel.: 89 51 92 003
Nadleśnictwo Grodziec ul. Leśna 50 Grodziec tel.: 63 24 85 027