Kto zobaczy w lesie popielicę, może zagrać w totolotka. Nie tylko dlatego, że jest niezmiernie rzadka. Popielice, należące do rodziny pilchowatych, są niewielkie, wielkości szczura, i w okresie aktywności przebywają prawie wyłącznie wysoko na drzewach. Ten gatunek gryzonia jest jednak dość charakterystyczny i nie da się go pomylić z żadnym innym.

Leśny duch

Popielica, jak sama nazwa wskazuje, ma futro barwy popiołu. Na brzuchu jasne, biało-szare, na grzbiecie ciemniejsze. Duże oczy, jakby pociągnięte kredką, mają czarne obwódki. Jednak ani oczy, ani miękkie futerko nie robią takiego wrażenia jak imponujący ogon, przypominający szczotkę do mycia butelek – puszysty, długi, ciemnoszary. Stanowi świetny narząd równowagi, pomaga w manewrowaniu ciałem i utrzymaniu kierunku biegu.

Gryzoń ma jeszcze niczym podniebny ninja doskonale rozwinięty zmysł słuchu, węchu i dotyku. Mimo tych wszystkich niezwykłych cech, w teorii gwarantujących sukces ewolucyjny, popielica występuje dość rzadko i wymaga działań z zakresu ochrony czynnej. Jest gatunkiem wpisanym na listę IUCN, znajduje się też w Polskiej czerwonej księdze zwierząt (NT – gatunek niższego ryzyka, ale bliski zagrożenia). Szkoda by było, by tak ciekawe i sprytne zwierzę zniknęło z naszych lasów. Stąd też objęcie jej ochroną ścisłą na mocy odpowiednich rozporządzeń Ministra Środowiska, a także wymienienie jej w załączniku III konwencji berneńskiej. Od lat prowadzone są w Polsce programy reintrodukcji (przywracania gatunku do miejsca, w którym niegdyś występował). Pracownicy różnych instytucji zwierają szeregi, by wspólnie działać na rzecz popielicy.

A ona, na przekór obrońcom, swoim behawiorem i biologią nie ułatwia sprawy. Popielica występuje przede wszystkim na wyżynach i w górach do wysokości 800 m n.p.m. (wyjątkowo do 1500 m n.p.m.). W Polsce spotkamy ją głównie w południowej części kraju (Dolny Śląsk, Bieszczady, Sudety, Góry Świętokrzyskie) i w miejscach, gdzie prowadzone są programy reintrodukcji: w Małopolsce, Wielkopolsce i Puszczy Kozienickiej, gdzie daleszyńscy przyrodnicy i leśnicy wywiesili dla tych zwierząt 200 budek. Stwierdzano ją również na Pojezierzu Mazurskim i w województwie zachodniopomorskim (gdzie, z racji bogactwa buczyn, powinno jej być dużo), ale czy wciąż tam jest, trudno stwierdzić. Popielica jest duchem lasu, prędzej ją usłyszymy, niż zobaczymy. Hałas dochodzący z koron drzew w samym środku nocy może nam napędzić niezłego stracha.

Preferuje buczyny, najlepiej takie, w których odległość między drzewami wynosi nie więcej niż 60 metrów. – Większy odcinek czy zwyczajna droga mogą być dla niej przeszkodą nie do przebycia – mówi Hubert Kaczmarek, specjalista ds. ochrony przyrody w Nadleśnictwie Czerniejewo, współpracującym z Zespołem Parków Krajobrazowych Województwa Wielkopolskiego w programie ochrony popielicy. Zwarte buczyny sprzyjają popielicom, które podczas przemieszczania się z drzewa na drzewo właściwie nie schodzą na ziemię, a jednej nocy mogą pokonać nawet kilka kilometrów. Górą! Stwierdzenie jej obecności w terenie graniczy zatem z cudem.

Ninja w koronach drzew

Roczny cykl życia popielicy możemy podzielić na dwa okresy – aktywny i nieaktywny, przy czym ten pierwszy jest bardzo krótki. Trwa zaledwie dwa, trzy miesiące i to tylko wtedy, gdy są odpowiednie warunki do życia. Po zimowym śnie, z którego budzi się zwykle w maju, zwierzę wychodzi z norki i przenosi się w korony drzew, by tam założyć gniazdo. Do jego budowy używa wyłącznie świeżych liści. Wspinaczka nie sprawia jej żadnych problemów, ma bowiem ostre pazurki i gruczoły na poduszkach kończyn produkujące kleistą wydzielinę. Wspina się i biega po cienkich gałązkach niczym zjawiskowa akrobatka i to po ciemku, gdyż jest aktywna głównie nocą. W ciągu dnia przebywa ukryta w dziupli, budce lub innej kryjówce, a na żer wychodzi po zachodzie słońca.

Po wiosennym przebudzeniu przychodzi czas na refleksję. Czy jest wystarczająco dużo pożywienia? Jeśli nie, popielica nie przystępuje do rozrodu i już we wrześniu „wraca do łóżka”. Przesypia niesprzyjający okres. Jeśli jednak warunki są odpowiednie, popielice łączą się w pary na przełomie lipca i sierpnia. Po około 30 dniach ciąży samica wydaje na świat od dwóch do dziewięciu młodych, które wychowuje sama. Maluchy albo szybko się usamodzielnią i pójdą na swoje jeszcze w tym sezonie, albo przezimują z matką w norce. A matką popielica jest troskliwą. Karmi młode przez 40 dni, regularnie je liże, by pomóc im się wypróżnić i utrzymać w czystości. Grzeje je własnym ciałem w chłodniejsze dni, a gdy któreś wypadnie z gniazda – pomaga mu wrócić. Bez matki młode nie miałyby szans na przetrwanie – rodzą się ślepe i nagie, ważą 1–2 g i mogą stać się łatwym łupem dla drapieżników, zginąć z wyziębienia lub głodu. 

Latem popielice, choć skryte i niewidoczne w gęstwinie liści, robią dużo hałasu. Wydają dźwięki przypominające kichnięcie: kchuii, uii, uii, które usłyszymy z odległości nawet 200 m. Przemieszczają się też niezbyt dyskretnie – szelest liści towarzyszący przeskakiwaniu z gałęzi na gałąź wyraźnie przecina nocną ciszę. 

Osobniki dorosłe w tym czasie zajadają się owocami i nasionami drzew. Popielice są pantofagami, czyli są właściwie wszystkożerne. Nie pogardzą świeżymi pączkami drzew i młodymi liśćmi, lubują się w też w miękkich owocach – czereśniach, jagodach, jabłkach, a nawet brzoskwiniach i morelach. Zdarza im się również polować na drobne kręgowce (jaszczurki, żaby), przekąsić motyla, ślimaka czy dżdżownicę, świeże ptasie jajo czy pisklę. Co ciekawe, przy stole nie wykazują się dobrymi manierami – mlaskają, chrząkają i kwilą, a pestki owoców czy niedojedzoną bukiew po prostu zrzucają na ziemię. To też daje nam wskazówkę, że – być może – mamy do czynienia z popielicą. By się jednak upewnić, że hałaśliwym stworzeniem nie jest jednak wiewiórka, warto przyjrzeć się śladom żerowania na orzechach bukowych. Popielica odgryza jedną z czterech klapek owocu i zjada w całości jedno z dwóch nasion. Drugie nadgryza i zostawia resztki. Ptaki odłamują klapki, a wiewiórki – odgryzają dwie klapki, natomiast gdy tylko jedną z nich, to bardzo uszkadzają cały owoc. Ten sposób określenia obecności popielicy jest jednym z kilku. By mieć pewność, należy również prowadzić nasłuch i cierpliwie czekać – a nuż duch lasu się nam ukaże.

Spać jak popielica

Pracowity okres aktywności kończy się na przełomie września i października. Wówczas popielice, z brzuchami pełnymi orzeszków laskowych i bukwi, jeszcze przed pierwszymi przymrozkami schodzą z koron drzew i chowają się w norkach o głębokości 30–50 cm. Zdarza im się zimować blisko człowieka – pod fundamentami, tuż przy domu. 

Hibernacja popielic trwa długo – aż dziewięć miesięcy. Tym samym to popielica wiedzie prym w konkursie na największego śpiocha polskiej przyrody, wyprzedzając słynnego susła. Spać jak suseł oznacza bowiem spać „zaledwie” sześć miesięcy. 

Podczas hibernacji temperatura ciała popielicy obniża się z około 36 st. C nawet do zaledwie paru stopni. Procesy życiowe zwalniają, serce bije w tempie kilku uderzeń na minutę, a organizm przeżywa na paliwie z tłuszczu zgromadzonego w ciele jesienią. 

W naturze

zaledwie 6 proc.  popielic dożywa trzeciego roku życia. Wynik ten jest zatrważający. Popielica znajduje się pod ochroną, ale jej skryty tryb życia nie sprzyja tej ochronie – wciąż za mało o niej wiemy, a ona uparcie nie pozwala nam się poznać. Człowiek może egzystować tuż obok niej i nawet tego nie wiedzieć. 

W oryginalnej wersji baśni o Kopciuszku Charles’a Perraulta pantofelek był ze skórek popielic, a nie szkła. Na mikre popielice przez wieki polowano na futra.

Wspólnie dla popielicy

Od kilku lat Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Wielkopolskiego (ZPKWW) realizuje projekt reintrodukcji popielic. – Ściśle współpracujemy z ZPKWW, który merytorycznie koordynuje projekt i go w całości finansuje – informuje Artur Łachowski, nadleśniczy z poznańskiego Nadleśnictwa Czerniejewo. – W ramach projektu udostępniamy teren i przestrzeń życiową dla popielicy oraz dbamy o to, aby prowadzona przez nas gospodarka leśna nie zakłóciła procesu reintrodukcji. Dostosowujemy nasze działania, gdyż jesteśmy naprawdę dumni, że popielica dawniej wybrała sobie na dom właśnie nasze lasy.

Leśnicy wraz z parkowcami i przedstawicielami gremium naukowego z Wydziału Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wypuścili na wolność łącznie 32 młode osobniki w Parku Krajobrazowym Promno. Park zyskał właśnie, po „rewitalizacji”, nowe logo, w którym widnieje popielica. Nie bez powodu – śmiały plan zakłada, by po występujących tu stutrzydziestoletnich, strzelistych bukach o wysoko usytuowanych koronach skakało od 100 do 300 popielic. Obok parku znajdują się dwa rezerwaty. Wiosną 2021 roku zamontowano skrzynki rozrodcze dla popielic, i – niejako przy okazji – kolejne skrzynki lęgowe, tym razem dla orzesznicy leszczynowej, kuzynki popielicy. ZPKWW ponadto utrzymuje i odtwarza stare sady. Drzewa owocowe i ciągłość koron drzew to niemal gwarancja sukcesu rozrodczego gatunku. – Wszystkim nam – parkowcom, leśnikom, naukowcom – zależy na tym, by popielice na dobre wróciły do Wielkopolski. Są już w Sierakowskim Parku Krajobrazowym, teraz kolej na Promno. Silna populacja byłaby ewenementem na skalę nie tylko regionu, ale i całego kraju – zapewnia Rafał Śniegocki, dyrektor ZPKWW. 

Przyrodnicy podczas monitoringu gatunku wykorzystują wiedzę o tym, że popielica jest niezłym łasuchem. Choć brzmi to kuriozalnie, najlepszy sposób na wywabienie jej z ukrycia i zrobienie fotki przy użyciu fotopułapki to… wysmarowanie gałęzi smakołykami. 

– Zamierzamy posmarować gałęzie drzew dżemem oraz masłem orzechowym i liczyć na łakomstwo gryzoni. Będziemy też prowadzić nasłuchy oraz rejestrować aktywność popielic za pomocą fotopułapek – deklaruje Kornelia Knioła, kierowniczka Zespołu ds. ochrony przyrody i krajobrazu ZPKWW. – Zapowiada się rok nasienny buka, więc trzymamy kciuki, by były aktywne przez cały sezon – dodaje. Warto podkreślić, że oferowany popielicy dżem powinien być z moreli lub – ewentualnie – z brzoskwini. Zwierzątko nie pogardzi też innymi owocami, niespotykanymi naturalnie w polskim lesie.

– Kiedy wprowadzaliśmy popielice po raz pierwszy, zapytałem, co ona je. Profesor Piotr Juszczyszyn, największy w Polsce specjalista od popielic, powiedział, że rodzime owoce i to, co znajdzie w lesie bukowym. 

Ale w wolierze adaptacyjnej znalazły się także winogrona – wspomina ze śmiechem leśniczy Zdzisław Knast, który był obecny przy wszystkich akcjach reintrodukcji popielic w Nadleśnictwie Czerniejewo. Ten delikatny moment adaptacji wymaga podjęcia wszelkich środków, by zwierzę przetrwało.

Parkowcy systematycznie czyszczą budki lęgowe i woliery adaptacyjne. Ze zdumieniem zauważono, że w wolierach zamieszkały ptaki. Wykorzystują bezpieczeństwo, jakie daje im i ich potomstwu klatka, do której drapieżnik nie wejdzie.

Jeśli zaś chodzi o drapieżnictwo, to leśnicy nie zauważyli, by popielice padały ofiarami kun, sów czy innych gatunków zwierząt. Być może wynika to z faktu, że te jeszcze nie zdążyły poznać smaku ich mięsa. Mięsa, które w czasach rzymskich było przysmakiem – Rzymianie mieli nawet specjalne naczynia zwane gliraliami, w których przetrzymywali popielice. Smażono je w miodzie, a ze skórek robiono drogocenne płaszcze, czapki i etole. Ponura jest świadomość, ile tych maleńkich gryzoni musiało zostać zabitych w celu uszycia choć jednego okrycia! Szczęśliwie teraz dzikich popielic nie znajdziemy na talerzu, a popielate futerko ogrzewa tylko ich małe ciała.

– Ja mogę codziennie przynosić im winogrona, niech no się tylko mnożą! – podsumowuje Knast. Leśniczy z optymizmem spogląda w przyszłość popielic na swoim terenie. Tego lata przyrodnicy zbiorą owoce wytężonej, kilkuletniej współpracy. Miejmy nadzieję, że popielice to docenią, a urodzaj bukwi przyniesie także urodzaj młodych.

 

Portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie.
Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.
Akceptuję politykę prywatności portalu. zamknij