Gdy słyszymy o kwestii porzucania zwierząt, od razu na myśl przychodzą nam psy i koty. W Polsce to wciąż duży problem. Gdy jednak mowa o innych zwierzętach domowych, często słyszymy o ich „uwalnianiu” lub „wypuszczeniu na wolność”. To eufemizmy, za którymi kryje się skrajna nieodpowiedzialność i nieprzemyślane decyzje.
Każdy, kto decyduje się na zwierzę, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jest to co najmniej kilkuletnie zobowiązanie. Ustawa o ochronie zwierząt stwierdza, że porzucanie zwierząt stanowi czyn zabroniony i jedną z form znęcania się nad nimi. Wiele hodowanych w naszych domach zwierząt, szczególnie tych egzotycznych, nie jest w stanie przeżyć w umiarkowanym klimacie. Ich porzucenie, ubierane w zwracanie wolności, to de facto wyrok śmierci. Padają ofiarą drapieżników, warunków pogodowych, chorób czy głodu. A te zwierzęta, które są w stanie zaadaptować się do życia w naszych warunkach, mogą zagrażać rodzimej przyrodzie.
Rzecz jasna, nie wszystkie gatunki obce powinniśmy traktować tak samo. – Często kupujemy w sklepach pomidory, ziemniaki, kukurydzę, są to gatunki obce, które przybyły do nas z innego kontynentu; słusznie jednak nie traktujemy ich jak zagrożenia – tłumaczy Małgorzata Czyżewska z Wydziału Ochrony Zasobów Przyrodniczych Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. – Nie wszystkie gatunki obce są zagrożeniem i nie możemy z góry traktować ich radykalnie – dodaje.
Jednak te, które doskonale funkcjonują w nowych warunkach, z sukcesem się rozmnażają i rozprzestrzeniają, zajmując nisze rodzimych gatunków, stają się gatunkami inwazyjnymi. Przeważnie są nośnikami groźnych dla naszej fauny chorób i pasożytów. W niektórych przypadkach kolonizują całe ekosystemy, doprowadzając do zmniejszenia ich różnorodności biologicznej, degradacji lub nawet całkowitego zniszczenia. W polskich hodowlach znajdują się także zwierzęta uznane za niebezpieczne dla ludzi, na przykład różne gatunki skorpionów, węży, ale także ssaków.
Obce gatunki zwierząt przenikają do środowiska nie tylko w wyniku porzuceń. Zdarza się, że zwyczajnie uciekają z hodowli. Dlatego decyzja o ich zakupie powinna być świadoma i przemyślana. Warto pamiętać, że każdy gatunek zwierzęcia wymaga innych warunków oraz zabezpieczeń przed ucieczką. Zwierzę może zostać wypuszczone przypadkowo, nieświadomie, przy sprzątaniu klatki czy kojca. Pamiętam, gdy podczas spaceru nad Wisłą natknąłem się na papużkę nierozłączkę, która, jak się później okazało, uciekła z jednego z mieszkań z pobliskiego osiedla. Zdarzają się ucieczki psów, kotów, ptaków, gadów, stawonogów… Problem ten więc może dotyczyć każdego zwierzęcia domowego.
Kwestia przedostawania się gatunków obcych do rodzimej przyrody obejmuje nie tylko zwierzęta, lecz także rośliny. Informacje o obcych gatunkach, niezależnie od ich przynależności taksonomicznej, można przekazywać do Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. Ale inicjatyw, które zajmują monitoringiem przybyszów, jest więcej. Część z nich skupia się na konkretnych grupach, inne mają bardziej ogólny charakter.
Każdego roku na ulice jest wyrzucanych tysiące psów i kotów. W schroniskach przebywa ich ponad sto tysięcy.
(fot. shutterstock.com/Vitalii M)
Pieskie życie
Najczęściej zauważanymi przez nas zwierzętami domowymi żyjącymi na wolności są psy i koty, które często w odruchu dobrego serca dokarmiamy. Nie jest to jednak dobrym rozwiązaniem. Profesjonalną opiekę, między innymi weterynaryjną, zwierzęta te znajdują w schroniskach. W 2022 roku w dłuższym lub krótszym okresie w polskich schroniskach przebywało 84 008 psów oraz 34 050 kotów. Liczba kotów wciąż rośnie. W przypadku psów trend wygląda nieco lepiej. W 2022 roku w schroniskach znalazło się ponad 20 tys. mniej psów niż w dekadę wcześniej. Wciąż jednak jest ich znacznie więcej niż kotów. Na koniec 2022 roku przebywało w nich 25 890 psów (o 1878 więcej niż pod koniec 2021 roku) oraz 7 452 koty (o 677 więcej niż pod koniec 2021 roku). Pozytywnym zjawiskiem jest wysoki odsetek adopcji. Na przestrzeni ostatnich lat corocznie wraca do domu lub znajduje nowy około 60 proc. zwierząt.
Zarówno pies, jak i kot nie są zwierzętami naturalnie występującymi w przyrodzie. Ponadto koty są świetnymi łowcami. Zespół badaczy pod przewodnictwem dr Dagny Krauze-Gryz ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie na podstawie próby badawczej oszacował, że w Polsce każdego roku ofiarami kotów pada prawie 631 mln ssaków i około 144 mln ptaków. W przypadku ptaków są to te najczęściej powszechnie znane, żyjące w pobliżu człowieka wróble domowe, mazurki czy szpaki. – Sama obecność kotów wywołuje u ptaków stres – tłumaczy Róża Brytan, specjalistka ds. edukacji leśnej z Nadleśnictwa Celestynów. – Może wpływać na obniżenie ich płodności oraz zmniejszenie ilości pokarmu dostarczanego przez rodziców pisklętom – dodaje. Warto wspomnieć, że mruczki wychodzące ze swoich domów, podobnie jak te zdziczałe, będą polowały.
Długie życie żółwia
Chętnie hodowanymi pupilami w Polsce są żółwie. Swego czasu dużą popularnością cieszył się żółw czerwonolicy. To jeden z podgatunków żółwia ozdobnego, który obecnie znajduje się w wykazie inwazyjnych gatunków obcych (IGO) stwarzających zagrożenie dla Unii Europejskiej rozprzestrzenionych na szeroką skalę. Uznawany jest za najbardziej rozpowszechnionego żółwia wodno-błotnego na świecie. Obecnie na terenie krajów Unii obowiązuje całkowity zakaz importu żółwi czerwonolicych. Chcąc je hodować, musimy uzyskać zezwolenie Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska.
Jak podaje miejski ogród zoologiczny w Warszawie, w ciągu trzech lat (lata 1994–97) ze Stanów Zjednoczonych do Polski wyeksportowano blisko 450 tys. żółwi czerwonolicych, z których część trafiła do sprzedaży. Nie wiemy, ile osobników trafiło do nas z innych państw.
Żółw czerwonolicy osiąga spore rozmiary. Dorosłe samce mogą mierzyć 22 cm długości, a samice nawet 30 cm. Z czasem zaczynają wymagać akwarium o pokaźnych rozmiarach. To także zobowiązanie na lata, gdyż gady te średnio żyją 20 lat, ale mogą dożyć nawet trzydziestki. Niekiedy decyzję o ich zakupie podejmowano pochopnie. Znane są historie o właścicielach, którzy chcąc pozbyć się kłopotu, wyrzucali żółwie do jezior, stawów czy rzek. Warto pamiętać, że inne gatunki żółwi również są zwierzętami żyjącymi długo.
Żółwie czerwonolice mają duże zdolności adaptacyjne, dobrze znoszą europejskie warunki klimatyczne. Są wszystkożerne, łatwo dostosowują swoją dietę do dostępnej bazy pokarmowej. Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” podaje, że pojawiły się pojedyncze doniesienia o samicach tego gatunku, które złożyły jaja na terenie Polski lub podejmowały próby wykopania komór lęgowych. Mimo że nie stwierdzono sukcesu rozrodczego w warunkach naturalnych, przynajmniej w jednym przypadku zaobserwowano w naturze skupisko bardzo młodych osobników, co może świadczyć o pierwszych udanych lęgach.
– Potwierdzono, że żółwie ozdobne są wektorami chorób, które niestety mogą negatywnie oddziaływać na nasze rodzime żółwie, ponadto bytują w podobnych siedliskach. Zajmują nisze żółwia błotnego – zaznacza Małgorzata Czyżewska.
Rodzimego żółwia błotnego wciąż trudno znaleźć w naszym kraju. Już w 1935 roku został objęty ochroną ścisłą. Dziś, mimo prowadzonych programów ochrony, jest wpisany do polskiej czerwonej księgi zwierząt jako gatunek bardzo silnie zagrożony wyginięciem. Jednym z liderów takiego programu jest Poleski Park Narodowy. Szacuje się, że na Polesiu żyje około 1500 osobników, to prawdopodobnie największa populacja tego gatunku w kraju. Leśnicy również są sprzymierzeńcami żółwi błotnych. Czynną ich ochronę prowadzi Nadleśnictwo Chełm. Inne nadleśnictwa, jak Siewierz czy Garwolin, realizują programy wsiedleń i przygotowują przyjazne dla nich stanowiska. By zapewnić jak najlepsze warunki do rozwoju populacji, tworzone są nowe rezerwaty przyrody.
Oprócz żółwia ozdobnego zagrożenie dla rodzimej przyrody stanowią także jego kuzyni pochodzący z Ameryki Północnej – żółwie malowany, jaszczurowaty oraz ostrogrzbiety. Znalazły się one w krajowym wykazie IGO.
Żółwie czerwonolice mają duże zdolności adaptacyjne, dobrze znoszą europejskie warunki klimatyczne.
(fot. Bartłomiej Gorzkowski)
Gdzie raki zimują?
Gady to niejedyne stwarzające zagrożenie zwierzęta. Tuż za nimi plasują się skorupiaki, czyli trzy inwazyjne gatunki raków: pręgowaty (amerykański), sygnałowy (kalifornijski) oraz marmurkowy, które to od lat sieją spustoszenie w naszych wodach.
Już w drugiej połowie XIX wieku (w 1860 roku) populacje rodzimych raków europejskich z rodzaju Astacus (w tym rak szlachetny) zapadały na dżumę raczą. Odpowiedzią na straty gospodarcze spowodowane spadkiem odłowów raka szlachetnego były właśnie raki pręgowaty i sygnałowy. Pod koniec 1890 roku pierwsze sto osobników raka pręgowatego wsiedlił Max von dem Borne do stawu położonego nad rzeką Myślą w Barnówku. Pojawienie się gatunku na terenie obecnej Polski jest jednocześnie początkiem jego europejskiej ekspansji. Dziś zamieszkuje on wody co najmniej 18 europejskich krajów. Jego obecność stwierdzono niemal we wszystkich parkach narodowych i krajobrazowych północnej Polski.
W kolejnym wieku, w 1959 roku w Europie pojawił się następny przedstawiciel północnoamerykańskich skorupiaków – rak sygnałowy. Podbój Starego Kontynentu rozpoczął od jednego z jezior na południu Szwecji. W Polsce jego introdukcję rozpoczęto w 1971 roku. Co prawda nie stwierdzono go na terenach chronionych w Polsce, jednak wciąż pozostaje śmiertelnym zagrożeniem dla europejskich raków. Obydwa gatunki są odporne na dżumę raczą, ale skutecznie ją przenoszą.
Zupełnie inną historię ma rak marmurkowy. – Gatunek ten powstał w warunkach akwariowych – wskazuje Małgorzata Czyżewska. – Rozmnaża się partenogenetycznie, do opanowania nowego zbiornika wodnego wystarczy więc jeden osobnik – dodaje. Jego dziko żyjące populacje są efektem introdukcji powszechnie przypisywanej nieodpowiedzialnym akwarystom. Pojawił się na polskim rynku 20 lat temu. Szybko stał się popularny w sklepach i hodowlach akwarystycznych, między innymi dlatego, że nie jest gatunkiem wymagającym, a stosunkowo łatwym w hodowli, na dodatek płodnym. Bardzo szybko zwiększa swą liczebność. Do rozrodu przystępuje przez cały rok co 8–10 tygodni. Wylęgające się z jaj młode dojrzałość osiągają już po czterech miesiącach. Wszystkożerność i bardzo duży potencjał rozrodczy nie wróżą nic dobrego dla środowiska, w którym się pojawią. Już obserwacje akwarystyczne wykazują, że skorupiaki te mogą szybko doprowadzić do całkowitej redukcji roślinności w siedlisku, w którym żyją. Podobnie jak wspomniane wcześniej gatunki, rak marmurkowy jest wektorem dżumy raczej. Może szybko stać się kluczowym gatunkiem determinującym strukturę i funkcjonowanie biocenoz, w których się pojawi.
Wodnym szlakiem
W wykazie gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Polski i rozprzestrzenionych na szeroką skalę znajdziemy tylko jeden gatunek ryby – sumika karłowatego. Do wód otwartych trafia głównie w postaci zanieczyszczenia materiału zarybieniowego karpia. Zdarza się, że przedostaje się z przylegających stawów hodowlanych. Rzadko jest hodowany jako ryba akwariowa. Rafał Maciaszek, inicjator projektu „Łowca obcych”, informuje, że gatunek ten przyczynia się do obniżenia liczebności, a nawet całkowitego zaniku słabszych konkurentów. Bardzo często staje się dominującym, a niekiedy jedynym gatunkiem ryby w akwenie.
W unijnym wykazie IGO ryb znajdziemy również inne gatunki sumików, między innymi bassa słonecznego. To gatunek obecny w hodowlach akwariowych, oczkach wodnych i stawach hodowlanych. Bass jest wektorem inwazyjnej szczeżui chińskiej, przenosi jej pasożytnicze larwy – glochidia.
Ani konkurencyjność dla krajowych gatunków, ani przenoszenie inwazyjnej małży nie powstrzymało zarybiania bassem stawów hodowlanych. Najwięcej do środowiska trafiło go w latach 2016–2021. Już wtedy bass znajdował się w unijnym wykazie, jednak brak było możliwości sankcjonowania obrotu czy ewentualnych zarybień. Sytuację tę zmieniła ustawa o gatunkach obcych z lipca 2021 roku.
We wspomnianych wcześniej wykazach znajdują się te gatunki zwierząt, które stanowią największe zagrożenie dla przyrody Polski i Unii Europejskiej. Nie oznacza to jednak, że wyczerpują listę zwierząt zagrażających rodzimej faunie i florze. Przykładem mogą być nieujęte w nich karasie chińskie, czyli tak zwane złote rybki. Ci przybysze z Azji Środkowo-Wschodniej są spotykani w wielu odmianach, w tym także jako dobrze znane welonki.
Popularna na całym świecie złota rybka została udomowiona ponad tysiąc lat temu i od tego czasu stworzyła wiele dobrze funkcjonujących populacji. Z badań przeprowadzonych przez dr. Jamesa Dickeya, biologa z Queen’s University Belfast, wynika, że karasie chińskie stanowią potrójne zagrożenie. Są łatwo dostępne, łączą w sobie nienasycony apetyt z odważnym zachowaniem. Jak podkreśla dr Dickey, klimat północnoeuropejski często stanowi barierę dla gatunków obcych. Karasie chińskie wykazują jednak dużą tolerancję i mogą stanowić realne zagrożenie dla różnorodności biologicznej w rzekach i jeziorach.
Żółwie mogą dożyć nawet do 30 lat. Niektórzy właściciele pozbywali się zwierząt wyrzucając je do jezior, stawów czy rzek.
Lot przez Europę
Wydaje się dziwne, że jedynym ptakiem ujętym w wykazie IGO stwarzających zagrożenie dla Polski jest bernikla kanadyjska. Ta północnoamerykańska gęś została sprowadzona między innymi do Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Belgii, Niemiec i Skandynawii. W Polsce można ją spotkać przede wszystkim od października do marca na Wybrzeżu i Pomorzu, gdzie zimują ptaki ze Skandynawii. Takie spędzające na Żuławach zimę stado liczy 1,5–2 tys. osobników. Bernikle można także spotkać w wielogatunkowych stadach wraz z innymi gęsiami.
Bernikla, mimo że wydaje się spokojnym ptakiem, wywołuje niemałe kontrowersje. Jak podaje stowarzyszenie Jestem na Ptak, gatunek ten został uznany za obcy i inwazyjny ze względu na stadne żerowanie na polach. Można znaleźć wiele informacji o jego szkodliwym wpływie na rodzimą przyrodę, choć, jak zaznacza stowarzyszenie, nie ma na to twardych dowodów.
Co ciekawe, jej obecność może być korzystna, szczególnie dla mniejszych gatunków wodno-błotnych. Z jednej strony tworzą nad nimi parasol ochronny, ograniczając wpływ drapieżników, z drugiej wyciągają na powierzchnię głębiej rosnące wodorosty wraz z planktonem i bezkręgowcami, które stanowią dodatkową bazę pokarmową dla mniejszych przedstawicieli awifauny.
Znacznie mniej dyskusji wywołuje obecność w środowisku ptaków hodowanych w domach. Papugą, która bardzo dobrze przystosowała się do europejskich warunków klimatycznych, jest aleksandretta obrożna. Niewątpliwie przyczyniło się do tego ocieplenie klimatu i idące za nim łagodne zimy.
– Naturalne obszary występowania aleksandretty obrożnej to wąski pas w strefie Sahelu w Afryce oraz subkontynent indyjski. Jej atrakcyjny wygląd i łatwość hodowli sprawiły, że już wiele lat temu były sprowadzane do Europy i trzymane w klatkach jako zwierzęta ozdobne – mówi Róża Brytan.
Naukowcy z Uniwersytetu w Kent na podstawie materiału genetycznego pobranego od osobników dziko żyjących i z okazów muzealnych dowiedli, że większość aleksandrett zamieszkujących Wielką Brytanię pochodzi z Pakistanu i północnych obszarów Indii.
Organizacja British Trust for Ornithology oszacowała, że na Wyspach w 2016 roku liczba par lęgowych tego gatunku wynosiła już 12 tys. I wciąż rośnie. Oznacza to, że już osiem lat temu brytyjska populacja liczyła przynajmniej 24 tys. ptaków! Natomiast kanał informacyjny France 24 podaje, że we Francji w 2018 roku ich populację oszacowano na 10 tys. W Amsterdamie, gdzie żyje jedna z największych holenderskich kolonii, ratusz zakazał mieszkańcom niektórych dzielnic miasta wystawiania żywności. Za dokarmianie grozi kara w wysokości 70 euro, czyli ponad 300 zł.
Pierwszy potwierdzony przypadek gniazdowania tej papugi w Polsce udokumentowano w 2018 roku w Nysie. Tamtejsza populacja jest stale monitorowana, stąd wiadomo, że liczy ona co najmniej dziesięć osobników. Jednak obecność aleksandretty obserwowano w wielu innych polskich miastach. – Dzikim populacjom na naszym kontynencie początek dały te ptaki, które uciekły z hodowli lub zostały umyślnie wypuszczone – podkreśla Róża Brytan. Brytyjskie Muzeum Historii Naturalnej zauważa, że to właśnie miasta oraz przedmieścia są miejscami, gdzie aleksandretty czują się najlepiej. To wyspy ciepła, w których nie brakuje pożywienia.
Papugi te stanowią niebezpieczną konkurencję dla dobrze nam znanych ptasich bywalców miast. Wykazują agresywne zachowania na żerowiskach czy przy karmnikach, do których utrudniają dostęp szczególnie szpakom przylatującym po pokarm o tej samej porze. Konkurują o miejsca lęgowe na przykład z kowalikiem. Wiadomo również, że zabijają małe ssaki, w tym nietoperze.
Innym obcym ptakiem, który występuje na terenie naszego kraju, jest dobrze wszystkim znana mandarynka. To ptak przyciągający wzrok swoim niezwykłym ubarwieniem. – Mandarynki zostały sprowadzone do Europy w XVIII wieku z Azji. Trafiły do prywatnych hodowli, ogrodów zoologicznych i parków – tłumaczy Róża Brytan. – W Polsce mandarynkę po raz pierwszy zaobserwowano na przełomie 1963 i 64 roku, następnie w latach 80., a od 1995 roku była widziana w Polsce co roku – dodaje. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku 12 par mandarynek wypuszczono w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Dwa lata później stwierdzono ich pierwszy lęg. Pojedyncze lęgi na wolności obserwowano również w innych częściach Polski. Co prawda kaczka ta nie ma dużego wpływu na rodzimą awifaunę, jednak w związku z jej rozpoznawalnością warto wiedzieć, że nie jest gatunkiem rodzimym.
Barwne oszustwo
W sklepach zoologicznych można spotkać wiele intensywnie ubarwionych ryb. Okazuje się, że znaczna ich część, w tym dobrze znane skalary, bojowniki, żałobniczki czy danio, mogą być sztucznie barwione. Do organizmów tych zwierząt wprowadzane są geny innych zwierząt, takich jak parzydełkowce czy koralowce. Jak podaje „Łowca obcych”, ryby genetycznie zmodyfikowane (GM) zarówno w Polsce, jak i innych krajach Unii Europejskiej wymagają zezwolenia na posiadanie i podlegają obowiązkowi rejestracji. Niestety, pomimo obostrzeń modyfikowane rybki wciąż są dostępne w handlu. Zachowanie takie nosi znamiona znęcania się nad zwierzętami, często wpływa na ich zachowanie. Badania przeprowadzone na kilku wariantach danio fluo wykazały, że sztuczne ubarwienie uniemożliwia im poprawną komunikację, w efekcie prowadzi do dyskryminacji wewnątrz stada objawiającej się podgryzaniem przez inne osobniki.
(fot. Shutterstock.com/Kuttelvaserova Stuchelova)