Rysie mają u nas dwa swoje „państwa”, odrębne terytorialnie i zamieszkiwane przez odrębne genetycznie formy: rysia karpackiego, zasiedlającego lasy górskie, i tego nizinnego, zwanego też bałtyckim, którego życiową ostoję stanowią głównie lasy północno-wschodniej Polski. A zwłaszcza mazurskie knieje, które miały swoją wręcz unikalną genetycznie populację, szybko jednak zanikającą. To wśród mazurskich lasów uczyniono jeden z pierwszych kroków dla ratowania tego gatunku, którego liczebność spadała na łeb na szyję.

Leśne rewiry

Choć to jeszcze jesień, śnieg zdążył gęsto posypać mazurską knieję. Dla tropiciela ssaków jest to korzystna okoliczność. Póki co na masce samochodu ustawia swego służbowego laptopa Stefan Jakimiuk, starszy ekspert ds. ochrony gatunków w WWF Polska. Na ekranie w szerokim planie puszczy widnieją kolorowe kropki: niebieskie, skupione w obrębie niezbyt wielkiego, nieforemnego wielokąta, i żółte – na znacznie większej przestrzeni, sięgającej poza granice kraju. To punkt, w których odebrano sygnały od rysi zaopatrzonych w obroże telemetryczne. 

– Niebieskie pochodzą od kotek, żółte od kocurów – objaśnia. Widać jak na dłoni, że kotki są bardziej „domowe”, trzymające się jednego miejsca, kocury zaś – to wędrowcy. Nawet jeżeli taki samiec nie wykracza poza teren puszczy, to na swoim terytorium ma kilka rewirów różnych samic.

Telemetria oraz system GSM/GPS pozwalają precyzyjnie określać miejsce pobytu konkretnych osobników, ale to nie zwalnia badacza od obserwacji w naturze. Ona też podaje wiele sygnałów – także dźwiękowych. Stefan prowadzi nas w miejsce, gdzie niedawno ryś najprawdopodobniej upolował ofiarę. Wkrótce słyszymy przenikliwe krakanie kruków. Nasz przewodnik spodziewa się też obecności bielika.

Na polance, wśród pniaków i wysokich uschłych traw widać szczątki zwierzęcia, które ryś co prawda zakrył, czym się dało, ale i tak nie uszły bystrym oczom ptasich padlinożerców.

Skok nie zawsze celny

Miejsce, do którego prowadzą nas głosy ptaków, jest mało leśne jak na tak mocno związanego z lasem drapieżcę, za jakiego uchodzi ryś. To raczej przyległy do skraju Puszczy Piskiej teren porolny, poddawany przebudowie koślawy drzewostan. Dużo pieńków, stosów gałęzi, ale, jak wyjaśnia badacz, taki stos to idealna kryjówka dla skradającego się rysia. A przy tym – dobre miejsce do żerowania dla saren wychodzących wieczorem na przyleśne polany i poletka. Sarna to najważniejsza pozycja w jadłospisie tego kota, zwierzę na jego miarę, choć i tak od niego cięższe. Jest jednak w stanie poradzić sobie z ofiarą trzykrotnie bardziej od siebie masywną. – Zza tego stosu gałęzi wykonał zapewne atak – wyrokuje badacz na podstawie śladów. 

Ryś potrafi jednym skokiem pokonać 7 m. I jeżeli jest to skok celny, od razu dopada ofiarę. Większą łapie od dołu za szyję, mniejszą chwyta w wyciągnięte łapy. Skok jednak nie zawsze jest udany. Z badań wynika, że zaledwie co piąty atak przynosi powodzenie.

Ryś nie zdobywa ofiar przez morderczą pogoń, co bywa domeną wielu dzikich kotów żyjących na świecie. W ogóle biega raczej słabo, nie wspina się też na wyższe drzewa. To dość „przyziemne” zwierzę, przemykające się i czające pod osłoną podszytów. O jego trybie życia świadczy sylwetka łącznie z krótkim ogonem, wyróżniającym go na tle całej kociej rodziny.

Być wolnym i dzikim

Wędrujący puszczami ryś wydaje się symbolem wolności. Ale byt dzikiego zwierzęcia wolnością jest tylko z pozoru. Jak nam tłumaczy prof. Krzysztof Schmidt z Instytutu Biologii Ssaków w Białowieży – ten drapieżca jest niewolnikiem własnej... diety. Profesor pokazuje nam czaszkę i uzębienie tego łowcy, pozwalające upolować mu nieomal jeden rodzaj ofiary. Do tego świeżej. Wiele zwierząt drapieżnych nie pogardzi padliną, ale nie znajdzie się wśród nich ryś. Jednak dużej zdobyczy nie potrafi zjeść za jednym razem, jej resztki stara się przykryć gałęziami i ziemią. I musi szybko do nich wrócić. Jeżeli nie będzie mógł tego zrobić – choćby z powodu niepokoju w lesie – będzie musiał zostawić ją padlinożercom i znowu wyruszyć na polowanie.

W ciągu roku potrzebuje zdobyć około 200 saren. Jeszcze więcej ofiar musi upolować kotka mająca na utrzymaniu młode. To one są najbardziej efektywnymi łowcami i można powiedzieć, że kocury więcej wędrują, a kotki intensywniej polują. Sarny są i dla ludzi cenną zdobyczą, toteż ten drapieżca przez długi czas był postrzegany jako konkurent i zabijany. Dopiero w 1995 roku otoczono go ochroną gatunkową. Liczebność rysiej populacji już wtedy była bardzo mizerna, a lokalna, mazurska właśnie znikała całkowicie.

To było impulsem do jej odtwarzania, rozpoczęto dwa projekty ochrony czynnej. Jeden pod hasłem „Born to be free”, czyli „Urodzony, by być wolnym”, drugi „Wild to wild”, krótko mówiąc – pozostać dzikim.

Pierwszy polegał na odpowiednim wychowaniu nowo narodzonych rysiąt. Kotną samicę umieszczano w wolierze stojącej głęboko w lesie. W siatce było okienko, które pozwalało wyjść na świat małym rysiom, ale nie matce. Póki małe musiały korzystać z jej mleka – wracały do rodzicielki, by zaraz znów smakować wolności i uczyć się puszczy. Gdy kończył się czas matczynej laktacji, okienko ostatecznie zamykano, a młodzieży pozostawało żywić się na własną rękę, a właściwie na własne zęby i pazury. Tę metodę opracował i przez wiele lat stosował dr Andrzej Krzywiński z Kadzidłowa na Mazurach.

Natomiast drugi projekt poległ na umieszczaniu dorosłych, sprowadzanych z zagranicy zwierząt w wolierze adaptacyjnej w lesie, a następnie wypuszczeniu w poznany, a właściwie powąchany teren. 

W każdym z projektów kontakt zwierząt z ludźmi ograniczano do koniecznego minimum.

 

Ryś na dobrej drodze_1 Ryś uchodzi za symbol pierwotnych, pełnych wiatrołomów puszcz. Współczesne obserwacje podważają tę romantyczną wizję. Drapieżca dobrze się poczuje w każdym lesie, ważne, by panował tam spokój i nie brakowało potencjalnych ofiar.

 

Polubić drapieżnika 

Stefan Jakimiuk brał dyskretny udział w wielu akcjach uwalniania rysi. Jedna utkwiła mu szczególnie w pamięci. To było wypuszczenie kotki pochodzącej z Estonii, która później wielokrotnie rozmnażała się w Polsce. – W Estonii liczebność rysi jest wielokrotnie większa niż u nas i to stamtąd pozyskuje się bliskie genetycznie innym rysiom nizinnym osobniki. Z projektów wynieśliśmy cenne doświadczenia – uważa nasz rozmówca. – Przekonaliśmy się między innymi, że nie sposób odtworzyć populacji bez wprowadzania nowych, pozyskanych osobników.

Żywą ilustracją tej tezy była sprowadzona z Estonii samica, którą znaleziono tam zabiedzoną i samotną. Nasz kraj zdecydował się ją przyjąć, choć ważyła ledwie 8 kg, a kotka tego gatunku powinna mieć minimum 12 kg. Niska waga i słaba kondycja rysicy stawiały pod znakiem zapytania jej zdolność do urodzenia zdrowych kociąt. 

Tymczasem wkrótce upolowała cztery sarny i zaczęła nabierać tężyzny. Od dziewięciu lat dobrze sobie radzi i wychowuje kolejnych potomków, czemu uczestnicy projektów przypatrują się pilnie i z uznaniem.

Badacze uczą się patrzeć na otoczenie okiem badanego zwierzęcia. Wśród zwalonych drzew na jednym pniu widnieje jakaś zagadkowa plakietka. To pułapka zapachowa. – Znamy miejsca, gdzie rysie lubią się ocierać o różne leśne „meble”, a nawet typujemy, które polubią. Umieszczamy tam plakietkę z wabiącą substancją zapachową. To zwiększa szansę, że kot będzie chciał się tu ocierać, zostawiając włosy potrzebne do badań genetycznych – opisuje badacz. 

  I dodaje, że właściwie nie same włosy są ważne, ale cebulki włosowe, jeszcze delikatniejsze niż sam włos. Niestety, nie wszystkie zostawione włosy zachowały cebulki. Badania tego typu, obejmujące wszelkie resztki, a także odchody zwierząt, pozwalają poznawać nawet kondycję psychiczną leśnego kota. Wystarczy zbadać zawartość hormonów stresu. 

Także analizy ssaków będących ofiarami rysia dały sporo do myślenia na temat roli tego drapieżnika w lesie. Okazuje się, że poziom stresu saren czy jeleni jest niższy tam, gdzie obok żyją ich naturalni ciemiężcy – rysie i wilki. Brzmi to jak paradoks, jednak wiele wskazuje na to, że w ciągu obejmującej miliony pokoleń ewolucji między drapieżnikami a ich ofiarami doszło do mimowolnej sztamy. Ofiary znają swego drapieżcę, potrafią go unikać i wyczuć jego intencje, co wpływa na nie uspokajająco. Ich świat jest niebezpieczny, ale przewidywalny. Tam, gdzie nie ma drapieżników, a bywają ludzie, zwierzęta skazane są na stresującą niepewność. To trochę tak, jak na przykład z samochodami – są śmiertelnym niebezpieczeństwem, co rusz ktoś pada ich ofiarą, ale sama obecność tych wehikułów nie stresuje nas, bo to codzienny składnik otoczenia. – Najważniejszy dla rysi jest spokój. Ważniejszy niż charakter lasu. – Wcale nie potrzebują starodrzewów, wystarczy nawet skromna leśna sałata – mogą to być nawet rozległe młodniki, bo mało kto tam zagląda –  obrazowo rzecz ujmuje Stefan. Nawet grodzenie upraw rysiowi nie przeszkadza, gdyż pokonuje je bez trudu.

Arterie dla rysia

Chcieliśmy dzikiego rysia, ale czy on tak naprawdę do końca chce być dziki? Jak wizja dzikiego rysia ma się do tego, że coraz częściej widzi się te drapieżniki peregrynujące po asfaltowych drogach? To, że muszą je przekraczać, jest zrozumiałe wobec gęstniejącej ich sieci, ale widać, że koty korzystają z nich na sposób ludzi – do przemieszczania się, ale też traktują jako dodatkową stołówkę, dostarczającą poważnie zranione przez pojazdy zwierzęta. Do gotowego nawet najdzikszy łowca chętny.

Mimo że rysie chętnie korzystają z infrastruktury, nie oznacza jeszcze, że mają ochotę wychodzić nam naprzeciw. To, że wolą trzymać się na dystans, pokazały badania śladów w pobliżu jezior. Ci łowcy zaczynają tam bywać jesienią, latem unikają zwykle obleganych przez turystów i wodniaków nadwodnych miejsc.

W Puszczy Białowieskiej już dość dawno temu zauważono, że drapieżniki pod osłoną nocy często wędrują po duktach i liniach oddziałowych. Jak słyszymy, wypadki komunikacyjne są jednym z większych, ale nie największym zagrożeniem. 

Znacznie poważniejszym niebezpieczeństwem dla populacji jest kłusownictwo. (O skali nielegalnych polowań i kłusownictwie można również przeczytać w tekście Bogumiły Grabowskiej „Łowy w szarej strefie” – red.).

Wędrujący puszczami ryś jest symbolem wolności. Obecnie w Polsce żyje około 200 tych dzikich kotów.

 

Rysie muszą wędrować. W 2019 roku wpuszczono wiele osobników z hodowli do lasów Pomorza („Echa Leśne” 3/2020). Stefan Jakimiuk zapewnia, że zwierzęta te – też odmiany bałtyckiej, czyli nizinnej – zostały najpierw starannie zbadane pod względem genetycznego podobieństwa do żyjących w Polsce przedstawicieli tej odmiany. I dobrze byłoby – podkreśla ekspert – gdyby grupa z północno-wschodniej Polski połączyła się z tą nową, wymieniając osobniki, a tym samym geny. Najlepiej bowiem jest – jak dodaje ekspert – gdy zwierzęta tworzą na dużej przestrzeni w miarę zwartą społeczność. Każdy osobnik ma szansę wtedy znaleźć partnera, gdy tymczasem brak takiej możliwości wymusza na samotnych sztukach – zwłaszcza samcach – dalekie, niebezpieczne, a często także bezskuteczne wędrówki. Okazuje się przy tym, że zwierzęta mają naturalną skłonność do budowania społeczności wbrew przekonaniu o ich samotniczych skłonnościach. Otóż młode samice mają tendencję do osiedlania się i rozmnażania niezbyt daleko od matek. Jednak nie za blisko, bo na przeszkodzie staje instynkt terytorialny.

Dotychczas łączeniu się izolowanych grup i osamotnionych sztuk w zdrową oraz skuteczną pod względem rozrodczym społeczność przeszkadzała fragmentacja lasów, brak łączących je zielonych korytarzy. Próbowano je projektować i tworzyć, ale koszty okazywały się zbyt wysokie, a efekty niepewne. Ale tu sama przyroda zdaje się wyręczać obrońców wielkiego dzikiego kota. Rozrost remiz śródpolnych i masowa ekspansja drzew o lekkich nasionach, jak wierzby czy topole, sprawiły, że wiele dróg i dróżek biegnących do niedawna wśród szczerych pól zamieniło się w zielone tunele. I w nich to zapaliło się dla przyszłości rysia w Polsce światełko nadziei.

RZADKI JAK RYŚ

Jeden z dwóch gatunków dzikich kotów żyjących w naszym kraju. Osiąga rozmiary dorosłego owczarka niemieckiego. Długość ciała do 150 cm, waga samicy od 12 kg wzwyż, samca do około 30 kg. W wyglądzie uderzają dwa charakterystyczne szczegóły: krótki ogon (15–30 cm) i złożone z włosów pędzelki na szczytach uszu ułatwiające wychwytywanie delikatnych dźwięków. Pomimo wysiłków reintrodukcyjnych zwierzę jest wciąż rzadkie, w Polsce szacowane na około 200 osobników. Podlega ochronie gatunkowej. Dwie populacje: karpacka, żyjąca w górach, i nizinna (bałtycka), zamieszkująca północno-wschodnią Polskę, różnią się genetycznie.

Ryś na dobrej drodze_2

 

Portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie.
Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.
Akceptuję politykę prywatności portalu. zamknij