Najpierw mocny chwyt kombinerkami za przerdzewiały gwóźdź, który pełni rolę haczyka. Potem szybki obrót dłonią i ścianka budki lęgowej odrywa się od reszty drewnianej konstrukcji. Nagle na twarzy mężczyzny stojącego na drabinie pojawia się zdziwienie. W środku, na opuszczonym gnieździe leży kilka par roboczych rękawic ochronnych.
Budki lęgowe dla ptaków to drewniane skrzynki, które rozwieszane są w lasach, parkach, a czasem nawet na budynkach. Każda z nich, zbudowana według ściśle określonych wskazówek, przeznaczona jest dla konkretnej grupy gatunków ptaków. Są zatem skrzynki dla szpaków, wróbli, sikor, kawek, jerzyków, puszczyków, a nawet kaczek i pustułek. Drewniane domki zwiększają liczbę miejsc lęgowych zarówno w lasach, jak i miejskich parkach. Wieszanie budek jest prostym i skutecznym sposobem wspierania gniazdowania ptaków, a w tym przypadku sprawdza się porzekadło, że od przybytku głowa nie boli.
W dziuplach drzew dzięki panującemu mikroklimatowi stare gniazda szybko się rozkładają. W budkach tak się nie dzieje. Te wieszane przez ludzi trzeba każdego roku czyścić, gdyż stare gniazda są prawdziwą bombą biologiczną. Pełne pasożytów i szkodliwych mikroorganizmów mogą zagrozić kolejnemu ptasiemu pokoleniu.
Zgodnie z polskim prawem stare gniazda można usuwać od połowy października do końca lutego. Wielkie czyszczenie budek rozpoczyna się zwykle jesienią. Ornitolodzy ruszają w teren i są zaskakiwani tym, co odnajdują wewnątrz drewnianych domków. Adam Tarłowski, właściciel firmy produkującej budki, wie o nich praktycznie wszystko. Każdego roku dziesiątki z nich zawiesza na drzewach, a jesienią kontroluje je oraz czyści.
Kiedy pytam o najdziwniejsze znaleziska, Adam ze śmiechem pokazuje zdjęcia, które sam zrobił. Katalog osobliwości jest naprawdę szeroki. Na każdej fotografii widać inny przedmiot, z inną historią, ale towarzyszy mu takie samo zaskoczenie. – Kiedyś w lasach w Rogowie podczas kontroli budek dla wiewiórek znalazłem wysuszoną rybę. Do dziś nie mam pojęcia, co mogło ją tam wciągnąć. Budki dla wiewiórek wiesza się otworem wlotowym skierowanym w stronę pnia. Odległość między nim a drzewem to zaledwiepięć centymetrów. Kuna na pewno tam nie wejdzie – wyjaśnia Adam.
To właśnie kuny ściągają do budek „cuda na kiju”. Trafia tam wszystko, co może być skonsumowane, także po dłuższym czasie. – Jeśli w budce brakuje fragmentu daszka, to kuna od razu chowa do niej zapasy na zimę – opowiada Zbigniew Chrul, pasjonat ornitologii i komendant Straży Leśnej w katowickim Nadleśnictwie Rudziniec. Każdego roku przegląda ponad cztery tysiące budek, głównie w czasie obrączkowania ptaków.
Jesienią kontroluje kolejne dwa tysiące skrzynek. Przy takiej liczbie sprawdzanych domków zawsze trafi się jakaś niespodzianka. – Najczęściej w kunich spiżarniach odnajduję żaby. Ponieważ budka zazwyczaj ma przewiew, z czasem żaba wysycha i staje się cieniutka jak papier. Drapieżniki kolekcjonują w budkach także jaszczurki oraz ptaki, najczęściej sikory i trznadle, ale kiedyś znalazłem też zachomikowanego krzyżodzioba świerkowego. W budce widziałem również nogi i uszy hodowlanego królika. Jedna z kun ukradła komuś mięso na befsztyk. W skrzynce leżał spory fragment sklepowej tacki – wylicza Zbigniew Chrul.
Nie tylko ptaki wybierają budki, aby założyć w nich gniazda. Korzystają z nich także szerszenie i osy.
(Fot. Piotr Wawrzyniak)
Ptasia archeologia
Również Adam Tarłowski prowadzi swoją listę kunich skarbów. – W budce wiszącej w samym środku lasu znalazłem całą bułkę kajzerkę. Innym razem kuna wtargała do skrzynki nogę sarny, była też rapeta, czyli noga dzika. Zdarzył się nawet kawałek kręgosłupa świni. Widziałem schowanego w budce oskubanego bażanta, zaskrońca i kurze jaja. Normą jest odnajdywanie kawałków słoniny, którą ludzie wywieszają zimą dla sikorek. Kuny ją oczywiście kradną i chowają w budkach – wylicza, pokazując zdjęcia. Mimo dużego doświadczenia i ciągłej pracy w terenie Adam wciąż jest zaskakiwany. – Pamiętam, jak pewnego razu w budce na Zakolu Wawerskim znalazłem kilka par rękawic roboczych – śmieje się. – Były trochę poszarpane, ale wciąż nadawały się do pracy.
Podczas czyszczenia domków dla ptaków normą jest odnajdywanie tak zwanych przekładańców. To gniazda, które ptaki budują jedno na drugim przez kolejne lata. Na takie znaleziska, które nie należą do najprzyjemniejszych, zazwyczaj trafia się w dawno nieczyszczonych budkach. – To jest trochę jak ptasia archeologia i kryminalistyka za jednym razem. Na starym gnieździe szpaka masz gniazdo sikory, a na nim muchołówki żałobnej. Między tymi warstwami trafiają się ptasie trupki, niezalężone jaja lub martwe pisklęta – wymienia Tarłowski. – Jedną z budek tuż po wyprowadzonym lęgu szpaka zajęły jerzyki. One budują małe czarkowate gniazdo, zlepiając śliną materiał złapany w czasie lotu. Zwykle są to pióra, drobne trawy, czasem fragmenty papieru. Tutaj postanowiły uformować swoje gniazdo z guana, które zostawiły szpaki – śmieje się Adam. – Niczym jaskółki ulepiły z niego małą czarkę w rogu budki. A potem mazurki nakładły na to pióra i siano, bo robiły jesienne gniazdo – dodaje przyrodnik.
Bardzo często ornitolodzy odnajdują w budkach martwe ptaki lub całe porzucone lęgi, na których potem budowane są kolejne gniazda. Zdarzają się także zmumifikowane ssaki. – Otwieram budkę i widzę śpiącą wiewiórkę. Myślę sobie, że zaraz się obudzi i z piskiem ucieknie, ale ona się kompletnie nie rusza. Chwilę później okazuje się, że jest martwa. Musiała zdechnąć w trakcie snu, a my ją tak zastaliśmy – słyszę od Adama.
Bywają też tragiczne ptasie historie. – Kiedyś wiosną budkę zajęły szpaki. Wróciła jednak zima, spadł śnieg i przez kilka dni trzymał mróz. Jesienią, podczas kontroli, znaleźliśmy parę martwych dorosłych ptaków. Prawdopodobnie zdechły z głodu – mówi Tarłowski.
Podczas kontroli trafiają się takie niespodzianki, że nawet specjaliści długo łamią sobie nad nimi głowy
Kryminalne zagadki budek
Poza kunami prawdziwym utrapieniem dla osób czyszczących budki są leśne myszy. Te małe gryzonie sprowadzają się do budek zaraz po lęgach i meblują wnętrze po swojemu. – Ze starego ptasiego gniazda robią kulę i znoszą bardzo dużo żołędzi. Bywa, że jak się otworzy przednią ściankę, to na głowę leci kilka kilogramów dębowych nasion. To jednak nic. Przestraszone gryzonie potrafią wskoczyć za koszulę. Trzeba wtedy szybko ją unieść, żeby myszy pobiegły dalej. Na pewno człowiek jest mocno zaskoczony, ale bywa zabawnie – opowiada Zbigniew Chrul.
Jak wspomina leśnik, kilka razy nie było mu jednak do śmiechu. – Czasami trafiam na masę owadów: szerszeni, os i trzmieli. Te ostatnie potrafią zająć budkę już po pierwszym lęgu sikor. Trzeba z nimi uważać, gdyż mogą być bardzo agresywne. Zazwyczaj żądlą w twarz i głowę, bo mają do niej z budki najbliżej. Ja podczas ostatniej kontroli oberwałem w usta – opowiada. Zdecydowanie przyjemniejsze, jak dodaje, jest spotkanie z orzesznicą, która buduje sobie w budce gniazdo. Te rzadkie gryzonie podczas spadków temperatury zapadają w letarg, śpią wtedy zwinięte w kulkę.
Bywa, że podczas kontroli trafiają się takie cuda, że nawet specjaliści długo łamią sobie nad nimi głowy. – Dwa lata temu podczas obrączkowania młodych pójdziek znaleźliśmy w budce jaja. Jaja pójdźki są białe, a te były nakrapiane. Ornitolodzy, którzy zajmują się sokołami, jednoznacznie wskazywali, że mamy do czynienia z lęgiem pustułki – mówi Adam. To jednak mnożyło kolejne wątpliwości. Pustułka miałaby problem, żeby dostać się do budki, gdyż ta była zbudowana dla pójdźki i miała długą rurę służącą za otwór wlotowy. Przy kolejnej kontroli okazało się jednak, że z tych pstrokatych jaj wykluły się małe pójdźki. – Co się zatem stało? – Adam zawiesił głos. – Ten przypadek nadaje się na pracę naukową. Pójdźka najzwyczajniej zniosła jaja do złudzenia przypominające te znoszone przez pustułki.
Adam wśród swoich opowieści ma także tę o puszczyku, co grzał się w kaczym puchu. – Zimą zauważyłem na budce dla puszczyka kaczy puch przyczepiony do otworu wlotowego. Byłem przekonany, że ktoś tu kogoś pozbawił życia, i zastanawiałem się, co się stało w środku. Lokatorem domku był bowiem puszczyk. Pod jego nieobecność sprawdziłem lokum i prawda wyszła na jaw. Wiosną w budce zagnieździły się gągoły, a samica zbudowała typowe gniazdo ze swojego puchu. Po jesiennym zajęciu domku w tym puchu zasiadł puszczyk, a wylatując, zawsze zostawiał go trochę na otworze.
Do tych zdecydowanie nieprzyjemnych sytuacji należy znajdowanie martwych zwierząt. – W warszawskim parku Skaryszewskim natrafiliśmy kiedyś na kilkanaście borowców dużych. Kiedy spada temperatura, nietoperze zazwyczaj przenoszą się w cieplejsze miejsca. Dlaczego tym razem zdecydowały się zimować w budce lęgowej? Być może dlatego, że w mieście jest cieplej. Nietoperze zaryzykowały i niestety był to zły wybór, który kosztował je życie – dodaje przyrodnik.
Zdarza się, że w budce znajdowane są martwe zwierzęta. Te dwa nietoperze nie przeżyły zimy.
(Fot. Adam Tarłowski)
Znalezienie w budce gniazda owadów nie jest przyjemną niespodzianką.
Kawki czyściochy i rutyna
Gdy człowiek zapomni posprzątać budkę, to niektóre ptaki zrobią to za niego. Z zamiłowania do czystości znane są szpaki oraz kowaliki. W budkach zajętych przez kawki dzieją się natomiast rzeczy przedziwne. – W trakcie znoszenia jaj znajduje się tam kompletne gniazdo, pełna, luksusowa wyściółka. Klują się pisklęta, a gdy przychodzi czas ich wylotu, gniazdo znika. Dorosłe ptaki czyszczą budkę do gołych desek. Co ciekawe, te porządki robią, kiedy jeszcze w środku są kawcze podloty – mówi Tarłowski. Według jednej z hipotez kawki, oczywiście nie wszystkie, wyrzucają gniazdo, by pozbyć się pasożytów, które zalęgły się w wyściółce.
Na koniec przyrodnik opowiada mi jeszcze jedną śmieszną przygodę. – Jak się ma wiele budek do kontroli, to wpada się w rutynę. Otwierasz, czyścisz, zamykasz i przestawiasz drabinę dalej. Kiedyś podczas takiego wyjazdu w teren przypadkiem otworzyłem budkę do geocachingu. Była prawie taka sama jak nasze skrzynki lęgowe. Zajrzałem do środka i oniemiałem. Zamiast starego gniazda znajdowały się w niej bardzo dziwne rzeczy. Była to jedyna budka, której tamtego dnia nie wyczyściłem – śmieje się Adam.
Budka przyjazna ptakom
Na rynku dostępnych jest wiele różnego rodzaju budek lęgowych. Niestety, niektóre z nich zupełnie nie spełniają standardów. Są pięknie zrobione, pomalowane, jednak kiedy popada deszcz, a słońce poświeci, to wszystko się w nich rozpada. Skrzynki powinny być wykonane z drewna odpornego na wilgoć, które z czasem nie będzie pęcznieć. Dlatego warto wykorzystać drewno świerkowe lub topolowe, a deska powinna mieć 18 mm grubości. Wieszając budkę, warto pamiętać, że powinna być zrobiona z surowego drewna, z impregnowanym daszkiem i otwieraną przednią ścianką, która ułatwi pozbycie się starego gniazda. Dobrze, jeśli ma potrójną deską przy otworze wlotowym, która zabezpiecza przyszłe lęgi przed atakiem kuny.
Przy otworze wlotowym nie powinniśmy mocować patyczka, który ułatwia drapieżnikom – srokom, kunom i sójkom – dostęp do środka budki. Czasem haczyki do otwieranych daszków są źle montowane. Wtedy skrzynki bardzo trudno wyczyścić, dodatkowo ptaki krukowate bardzo szybko uczą się, jak je otwierać.
Należy także pamiętać, że różne gatunki ptaków mają różne preferencje co do wielkości otworu wlotowego. Ten dla sikory modraszki będzie mniejszy niż dla pleszki czy kawki.
(Fot. Mateusz Sarleja)