O tym, czy warto podążać własną drogą, jak wygląda codzienność zawodowej biegaczki, sukcesach i porażkach z Natalią Kaczmarek, polską lekkoatletką, olimpijką oraz srebrną medalistką mistrzostw świata w Budapeszcie, rozmawiała Bogumiła Grabowska.
Start w lipcowym, zaliczanym do prestiżowej Diamentowej Ligi, Memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie można zaliczyć do niezwykle udanych. Czy spodziewała się pani takiego czasu?
Wiedziałam, że jestem świetnie przygotowana do tego startu i stać mnie na nowy rekord życiowy. Nie przypuszczałam jednak, że poprawię go aż w takim stylu. Moje 49,48 s dało mi drugi po rekordzie Ireny Szewińskiej czas w historii polskiej lekkoatletyki. Wciąż myślę o tym jak o czymś niesamowitym.
Seryjne zwycięstwa w cyklu Diamentowej Ligi już stawiają panią wśród najbardziej popularnych sportowców, znanych szerszemu gronu kibiców. Ma pani tę świadomość?
Nad cyklem Diamentowej Ligi jest wyższa półka – można zdobywać medale mistrzostw świata albo mistrzostw olimpijskich. Jednak przede mną jeszcze trochę pracy. Jednak nie zaprzeczam, że zajmowanie wysokich lokat i zdobywanie medali na tak prestiżowych zawodach jest przyjemne i satysfakcjonujące. Wygrywanie ze światową czołówką upewnia mnie, że jestem dobrze przygotowana i mogę z tymi najlepszymi dziewczynami z powodzeniem rywalizować.
Jakie wskazówki dałaby pani młodym ludziom, którzy chcieliby rozpocząć przygodę ze sportem?
Jest wiele sportowych opcji, które dzisiaj można wybrać, ale żeby trenować coś przez dłuższy czas, to trzeba to po prostu lubić. Dlatego każdemu radzę, żeby znalazł dla siebie coś, czego robienie naprawdę sprawia mu radość. Nie należy się też zbyt szybko poddawać. Porażki zdarzają się wszystkim, nawet tym najlepszym.
Jest już pani wzorem do naśladowania i autorytetem. Jak zachęcić tych najmłodszych do tego, żeby porzucili smartfony i wyszli pobiegać?
Myślę, że zachęcanie do ruchu nie jest tak do końca moją rolą, ale rodziców (śmiech). Dzieciaki powinny się ruszać przede wszystkim dla zdrowia. Mamy teraz bardzo dużo problemów związanych z chorobami cywilizacyjnymi, z nadwagą. Jeżeli zachęcimy dzieci, żeby uprawiały jakiś sport albo najzwyczajniej w świecie więcej się ruszały, to jako nastolatkom, a później dorosłym będzie im łatwiej tych chorób unikać.
Jakie były pani początki? Ile miała pani lat, kiedy zaczęła myśleć o sporcie?
Pamiętam, że bieganie zawsze gdzieś tam ze mną było. Biegała moja starsza siostra, moi rodzice też byli zawsze wysportowani. Nawet kiedy jeszcze nie trenowałam zawodowo, to byłam aktywna fizycznie i próbowałam dla zabawy wielu różnych dyscyplin sportowych. Wszystko zmieniło się w liceum. Pewnego razu zgłosiłam się do startów w biegach przełajowych. Na zawodach zauważył mnie trener, który stwierdził, że mam pewien potencjał. I tak to się na poważnie zaczęło.
Sport zawodowy nie jest dla każdego. Jakie cechy charakteru są u sportowca najważniejsze?
Jest ich kilka. Na pierwszym miejscu postawiłabym wytrwałość w dążeniu do wyznaczonego celu, silną wolę oraz pewność siebie, bez której trudno osiągnąć sukces.
Należy pamiętać, że sport wyczynowy wymaga sporo wyrzeczeń. Każdy, kto postanawia się temu poświęcić, musi się podporządkować pewnym rygorom i schematom. Sport wiąże się z wieloma wyjazdami, stałymi rozkładami dnia, godzinami posiłków. Nie możemy sobie pozwolić na nawet drobne szaleństwa.
Każde zwycięstwo oznacza dla mnie coś innego, ale każde jest dla mnie ważne. W swojej karierze miałam kilka naprawdę trudnych biegów.
A jak wygląda typowy dzień Natalii Kaczmarek?
Każdy dzień podporządkowuję treningowi. Wstaję rano, jem śniadanie, po którym chwilę odpoczywam, a potem idę na bieżnię. Od tego, czy mam tego dnia jeden czy dwa treningi, zależy reszta mojego planu. Jeśli jeszcze mam drugą sesję treningową, to zostaje mi już naprawdę niewiele czasu dla siebie samej. Do tego w tym rytmie znajduję jeszcze czas na wizytę u fizjoterapeuty, no i na naukę. Kończę studia na kierunku sport na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Do tego mam też inne zobowiązania jako sportowiec. Taka to jest nasza praca.
Wielu największych sportowców, chociażby Novak Djoković, trzyma się restrykcyjnej diety. Jak wygląda pani jadłospis?
Z tego, co wiem, Novak jest weganinem, więc sposób jego odżywiania może wynikać bardziej z przekonania i zasad. Większość sportowców stara się po prostu jeść zdrowo. Zauważyłam, że wielu ludzi źle rozumie pojęcie diety, ponieważ niekoniecznie oznacza ona odchudzanie. Dla mnie dieta to przede wszystkim właściwy sposób odżywiania się, najważniejsze jest intuicyjne wybieranie zdrowych i wartościowych produktów, w których zawarte są w sposób zbilansowany wszystkie makroskładniki, czyli białko, węglowodany oraz tłuszcze. Ja na szczęście nie muszę liczyć kalorii, gdyż mój sport nie wymaga ode mnie tego, żebym utrzymywała jakąś konkretną wagę. Wiem, że w wielu dyscyplinach, między innymi w sportach sylwetkowych czy sztukach walki, koleżanki i koledzy muszą zachować konkretną masę.
Dlatego nie mam jakiejś specjalnej diety, nie liczę kalorii, staram się jedynie wybierać zdrowe produkty. W zasadzie codziennie na moim stole ląduje co innego. Przeważnie zamawiam w cateringu dietę pudełkową, więc zjadam to, co mi w tych pudełkach dają.
Anita Włodarczyk startuje w rękawicy Kamili Skolimowskiej, Otylia Jędrzejczak kwalifikacje pływała tylko w białym czepku. Sportowcy bywają przesądni.
To mnie zupełnie nie dotyczy. Wprawdzie kiedyś, gdy zaczynałam swoją sportową drogę, to miałam takie drobiazgi, w które wierzyłam. Na tym etapie swojej kariery wierzę tylko w siebie i w swoje przygotowanie.
Mogę jedynie sobie wyobrazić atmosferę na stadionie podczas zawodów i napięcie, jakie towarzyszy sportowcom tuż przez startem. Jaka jest pani ostatnia myśl na chwilę przed wystrzałem startera?
Szczerze mówiąc, jedyne, o czym myślę, to że już za jakieś 50 s będzie po wszystkim.
400 m to jeden z najtrudniejszych i najbardziej wymagających technicznie oraz najdłuższy dystans sprinterski. Skąd ten wybór?
Nie próbowałam biegać krótszych dystansów, bo do nich jestem po prostu za wolna. Nie miałabym na nich żadnych szans. A jednak jako sportowiec chcę robić coś, w czym mam szanse na dobrą rywalizację, niezły wynik i sukces. Dlatego myślę, że te 400 m jest dla mnie naturalnym wyborem, chociaż wiąże się z ogromnym zmęczeniem zarówno na treningach, jak i na zawodach. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się na ten dystans, to nie powinien się go bać i myśleć o trudnościach.
Fot. Kamila Świeca/Kamciography
Sport to nie tylko pasmo sukcesów. Po drodze zdarza się też sporo porażek. Które z nich wciąż pani rozpamiętuje?
Każde zwycięstwo oznacza dla mnie coś innego, ale każde jest dla mnie ważne. Z pewnością mogę jednak powiedzieć, że miałam w swojej karierze kilka naprawdę trudnych biegów, co jest rzeczą naturalną, bo mając tak wiele startów w sezonie, nie da się każdego pobiec świetnie. Bardzo dużo zależy od samopoczucia danego dnia. Trudy biegu odczuwamy już w jego trakcie, a końcówka czasami bywa naprawdę ciężka.
Dlatego z tym wygrywaniem bywa różnie. Najbardziej zabolało mnie jednak odpadnięcie rok temu w półfinale mistrzostw świata w Eugene. Byłam świetnie przygotowana, jednak przez jakieś problemy zdrowotne nie dałam rady.
Bieg, wysiłek i adrenalina. Co się czuje po dobiegnięciu do mety i zobaczeniu wyniku?
To zależy. W ciągu roku odbywam wiele biegów. Każdy z nich jest inny. Niektóre kończą się medalem, inne są naprawdę bardzo, bardzo ciężkie. To, jak czuję się na mecie, zależy od tego, jak ciężki był bieg, jaka była stawka i jaki czas uzyskałam.
Na igrzyskach olimpijskich w Tokio zdobyła pani złoto w mieszanej sztafecie i srebro w sztafecie damskiej. Co odczuwa sportowiec, stojąc na podium igrzysk olimpijskich?
Ja odczuwałam ogromne szczęście i dumę z tego, że udało mi się zrealizować postawiony przed sobą cel. Bardzo ciężko jest dokładnie opisać to uczucie, bo jest ono nie do porównania z jakimkolwiek innym. Taka sytuacja zdarzyła mi się dopiero pierwszy raz w życiu, tak więc na pewno nie jestem bardzo doświadczona w tym zakresie. Być może, kiedy zacznę stawać na podium olimpijskim częściej, to będę mogła opowiedzieć więcej. Podzielić się przeżyciami i emocjami, bo z pewnością są one nie do powtórzenia.
Jakie ma pani plany na przyszłość?
Jeśli chodzi o sport, to będę dalej ciężko trenować, żeby jeszcze przez długi czas poprawiać swoje wyniki. Póki co dalej nie planuję. Wiem, że chciałabym kiedyś zostać mamą i wtedy już do sportu nie wrócę.
A co ważnego dał pani sport?
Sport nauczył mnie przede wszystkim samodyscypliny, dobrej organizacji i zarządzania czasem, bo jako sportowiec mam go najzwyczajniej w świecie mało. Ukształtował mnie jako człowieka.
Pozwolił mi również zwiedzić kawałek świata, bo obozy treningowe, zgrupowania i zawody odbywają się w wielu, często egzotycznych miejscach. Poznałam też wielu fajnych i wartościowych ludzi.
Teraz jest pani na fali, więc słyszy wiele słów uznania. Jednak sport zawodowy to również porażki. Czy liczy się pani z tym, że kiedyś będzie fala krytyki?
Myślę, że tak, ale ja nie zamierzam się tym za bardzo przejmować. Nie czytam komentarzy czy opinii innych, bo to, co robię, robię głównie dla siebie, a nie dla nich. Zdaję sobie sprawę z tego, że ci ludzie, którzy tak chętnie krytykują, sami mają problemy ze sobą. Dla nas, sportowców, sport jest pracą, przecież nikt codziennie nie chodzi do swojej zmotywowany, zmobilizowany i zawsze mu wszystko wychodzi. Przecież nie zawsze, kiedy idę do sklepu, to obsługuje mnie uśmiechnięta i radosna pani ekspedientka. Po prostu, to tak nie działa. A tego oczekuje się od nas, sportowców. Ludzie na nas patrzą i oceniają, a ja uważam, że to jest bardzo niewłaściwe, bo powinni zacząć od siebie. My też jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają się gorsze dni, kontuzje czy inne problemy zdrowotne. Takie jest życie.
Myślała pani kiedyś o tym, żeby się poddać?
Czasami miałam taką pokusę, ale to są tylko chwile i myślę, że każdy ma takie momenty w swoim życiu. Ważne jest, żeby umieć się zmobilizować i zmotywować, i jednak się nie poddawać.
Czy jest ktoś, na kim się pani wzoruje?
Dla mnie sportowym idolem jest Allyson Felix, a prywatnie moi rodzice.
Allyson Felix jest amerykańską multimedalistką olimpijską. Czy to oznacza, że postawiła pani sobie taki cel sportowy?
To, że ją cenię, nie ma związku z medalami. Po prostu ją podziwiam, zarówno jako sportowca, jak i kobietę. Co nie oznacza, że koniecznie chcę mieć takie osiągnięcia. Nie patrzę na to przez ten pryzmat i na pewno nie będę nikomu obiecywać takich sukcesów. To jest tylko sport. Wiele może się zdarzyć, gdyż w sporcie zawodowym nie jest łatwo, na sukces pracujemy bardzo ciężko, ale wiele rzeczy nie zależy od nas. Pojawiają się kontuzje, poza tym wiadomo, że są też obok nas rywale, którzy także dążą do zwycięstwa i nie stoją w miejscu. I nawet jeżeli ja będę świetnie przygotowana, to rywalka może być przygotowana jeszcze lepiej.
Czy w sporcie zawodowym jest łatwo atrakcyjnej młodej kobiecie? Czy kiedyś była pani oceniana przez pryzmat płci?
Zupełnie tego nie odczuwam, bo w sporcie to wszystko się wyrównuje. Kobiety i mężczyźni rywalizują osobno. Na pewno nigdy nikt nie dał mi odczuć tego, czy to w złym, czy dobrym tego słowa znaczeniu, że jestem jakoś inaczej traktowana.
Wspomniała pani o rodzicach, którzy są z zawodu leśnikami. Czy nigdy nie sugerowali wyboru ich drogi życiowej?
Nie, i muszę przyznać, że jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Wprawdzie zawsze mieszkaliśmy w lesie. Od kiedy pamiętam, bardzo lubiłam tę ciszę i spokój, ale nigdy przyroda nie interesowała mnie pod kątem zawodu i pracy. Rodzice też na mój wybór nigdy nie naciskali, więc poszłam własną drogą. Wprawdzie, kiedy byłam młodsza, zanim zaczęłam na poważnie trenować, to miałam plany, żeby pójść na studia farmaceutyczne. Ale kiedy pochłonął mnie sport, to wszystko się zmieniło. Teraz nie widzę siebie poza nim.
Zanim jednak nadeszły czasy liceum i mieszkania w internacie, to dzieciństwo spędzała pani w typowej leśniczówce. Jak ono wyglądało?
Pamiętam, że nie miałam za dużo znajomych, ponieważ w pobliżu nie było dzieci w moim wieku, ale na szczęście mam rodzeństwo i sporo kuzynostwa. Bawiliśmy się na podwórku, chodziliśmy po drzewach i do lasu na grzyby, na pewno było beztrosko.
Czy lubi pani trenować w lesie?
Lubię, niestety nie zawsze mogę sobie na to pozwolić. Kiedy jednak nadarzy się okazja, to chętnie idę pobiegać do lasu, żeby złapać trochę luzu i odciąć się od świata zewnętrznego. Trening w lesie to zupełnie coś innego niż na bieżni. Na zawodach biegam po bieżni, dlatego to na niej głównie trenuję.
Rozumiem, że przed ważnym startem musi się pani odciąć, oderwać od tego, co panią otacza. Las wydaje się do tego idealnym miejscem.
Kiedy chcę się wyciszyć, stosuję różne wizualizacje i medytacje, słucham też podcastów relaksacyjnych. Staram się nie korzystać zbyt często z mediów. Odstawiam telefon i telewizor, żeby się trochę wyciszyć. Próbuję znaleźć trochę czasu, żeby pójść na spacer, poprzebywać tam, gdzie nie ma za dużo złych bodźców. Las pozwala mi się zrelaksować i zapomnieć o codziennych problemach.
Gdzie najchętniej pani wypoczywa?
Najbardziej lubię odpoczywać u siebie w mieszkaniu. Mam duży taras z pięknym widokiem na mazurskie jezioro i las.
NATALIA KACZMAREK,urodzona w Drezdenku, lekkoatletka, zawodniczka Klubu Sportowego Podlasie Białystok, reprezentantka kraju, olimpijka. Mistrzyni Młodzieżowych Mistrzostw Europy w 2019 roku w szwedzkim Gävle, gdzie triumfowała na dystansie 400 m oraz w sztafecie 4x400 m. Wielokrotna uczestniczka i członkini medalowych sztafet na mistrzostwach, między innymi Halowych Mistrzostwach Europy w 2021 roku w Toruniu, Halowych Mistrzostwach Świata w 2018 roku w Birmingham i w 2022 roku w Monachium. Podczas zawodów odbywających się w stolicy Bawarii zdobyła także srebrny medal w biegu indywidualnym na 400 m. Była trzonem polskich sztafet na igrzyskach olimpijskich w Tokio w 2021 roku. Wraz z Justyną Święty-Ersetic, Karolem Zalewskim i Kajetanem Duszyńskim zdobyła złoty medal w sztafetach mieszanych 4 x 400 m. Wchodziła też w skład żeńskiej sztafety, która wywalczyła srebro. W lipcu tego roku czasem 49,48 s wygrała zawody na najbardziej prestiżowym mitingu lekkoatletycznym, Diamentowej Lidze w Chorzowie. W krajowym rankingu lepsza od niej na tym dystansie jest jedynie Irena Szewińska, legenda polskiego sportu. Srebrna medalistka rozgrywanych w tym roku w Budapeszcie mistrzostw świata na dystansie 400 m.