Choć listopad jest w tym roku wyjątkowo ciepły, to jednak do plażowania nie zachęca. Wprawdzie temperatura na zewnątrz nie przekracza 10 stopni Celsjusza, ale Małgorzaty Rogowskiej z podwarszawskiego Halinowa to nie odstrasza. Puchową kurtkę, ciepłą bluzę i całą resztę zbędnej garderoby zostawia na brzegu. Z wielkiej niebieskiej torby wyciąga rękawiczki i pomarańczowy czapkoszalik z doszytymi lisimi uszami. – Jeszcze trochę za ciepło, ale już nie mogę się doczekać – mówi. I miarowym krokiem wchodzi do wody. Opatuleni w jesienne płaszcze i kurtki spacerowicze zatrzymują się, kiedy kilkadziesiąt metrów od brzegu stoi zanurzona w wodzie po szyję i macha ubranymi w rękawiczki dłońmi. Morsuje od trzech lat. – Kiedy sezon rusza na dobre, ze znajomymi umawiam się na morsowanie w każdą niedzielę. Dlaczego? Bo to zastrzyk dopaminy, dodaje szczęścia, energii do działania. Po takim morsowaniu jestem pozytywnie nakręcona – tłumaczy.

Zaczęło się od szwagra

Niegdyś morsy były ciekawostką. W telewizyjnych serwisach informacyjnych miłośników lodowatych kąpieli pokazywano zwykle raz do roku – przy okazji materiałów o tym, jak Polacy obchodzą sylwestra i Nowy Rok. Wiele zmieniła pandemia. Zamknięte pływalnie, kluby fitness i lodowiska skłoniły nas do szukania innych form aktywności – na świeżym powietrzu, z możliwością zachowania dystansu od innych. Świetnie w tej roli sprawdziło się morsowanie. Próbowały go i gwiazdy show-biznesu, i zwykli Kowalscy, zapaleni sportowcy i ci, którym z aktywnym trybem życia nie zawsze jest po drodze. I choć pandemia za nami, to wielu z tych, którzy zasmakowali morsowania, morsami pozostało.

Łukasz Kaźmierczak, prezes Stowarzyszenia Morsów Grodzisk Wielkopolski, zimnymi kąpielami zachłysnął się jeszcze przed pandemią. – Namówił mnie szwagier. Na pierwsze morsowanie wybraliśmy się do Czech – opowiada. Przyznaje, że szybko połknął bakcyla. Dziś jeździ morsować w różnych miejscach Polski, z grupą Morsów Grodzisk Wielkopolski organizuje charytatywne morsowania połączone ze zbiórką środków na cele dobroczynne. – Pierwszymi zdjęciami z morsowania pochwaliłem się na Facebooku i zaczęli do mnie dołączać znajomi. Dwa lata temu uznałem, że już czas założyć stowarzyszenie. W tej chwili mamy około sześćdziesięciu morsujących. Na każde morsowanie przychodzi kilka nowych osób. Mówią, że tylko chcą popatrzeć, ale tak na wszelki wypadek mają ze sobą kąpielówki i ręcznik. Ja ich zawsze dopinguję. Jak już przyjechali, to niech się przebiorą, a jak się przebrali, to niech spróbują zamoczyć nogi. Jak już nogi zamoczą, to zachęcam, żeby się nie zatrzymywali i weszli z nami do wody – śmieje się Łukasz Kaźmierczak.

Gdzie zażywać zimnych kąpieli? Morsy są w tej sprawie zgodne – im bliżej natury, tym lepiej. – Morsuję tam, gdzie akurat jestem i gdzie jest to dozwolone. Nad morzem, w jeziorach, w prywatnych zbiornikach otoczonych lasem. Zanurzenie się w zimnej wodzie odbiera się inaczej, jeśli blisko jest przyroda, świeże powietrze, słychać szum drzew. To wyjątkowe odczucia – mówi Michał Matłoka, rzecznik wielkopolskiego Nadleśnictwa Grodziec.

Jak to się stało, że zdecydował się na zimowe kąpiele? – Kilka lat temu w moim lokalnym środowisku był swego rodzaju boom na morsowanie. Do grupy morsujących przystąpił jeden leśniczy. Zaczął dzielić się wrażeniami, zachęcać do dołączenia i tak to się zaczęło. Za sobą mam już trzy sezony. Stworzyliśmy w nadleśnictwie grupę. Nazwaliśmy się Klubem Morsów Borowych, choć nie jesteśmy nigdzie formalnie zarejestrowani – opowiada.

Dłuższy staż w zażywaniu zimowych kąpieli ma Artur Luty, leśniczy leśnictwa Boduszewo w Nadleśnictwie Łopuchówko, który morsuje od 2016 roku razem z Klubem Morsów Murowana Goślina. – Znajomi zachęcili mnie do tego, żeby choć raz spróbować. Przygoda trwa już siódmy rok. Morsujemy przeważnie w tym samym miejscu – w jeziorze polodowcowym Kamińsko w Puszczy Zielonce niedaleko Poznania. Teren należy do Leśnego Zakładu Doświadczalnego Murowana Goślina, Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, ale morsowanie jest tam dozwolone. Jezioro ma pomost, a sama plaża utrzymywana jest przez Urząd Miasta i Gminy Murowana Goślina. Miejsce jest dość chętnie wykorzystywane przez okoliczną ludność jako kąpielisko, wokół są domki letniskowe. To jezioro śródleśne, co jest bardzo ważne przy morsowaniu, bo drzewa osłaniają nas przed wiatrem, który potęguje uczucie zimna. I zawsze przyjemniej jest morsować, mając wokół las, niż zanurzając się w jakimś poprzemysłowym zbiorniku, w środku dużego miasta z widokiem na kominy i wieżowce – mówi leśniczy.

ABC morsa

Do wejścia do lodowatej wody trzeba się przygotować. Warto przed rozpoczęciem przygody z morsowaniem zadbać o kondycję fizyczną, postawić na ruch. – Podstawową sprawą jest jednak dobry stan zdrowia. Morsowanie jest dla zdrowych, z pewnością nie jest to aktywność dla osób ze schorzeniami układu kardiologicznego lub moczowego. Jeśli myślimy o morsowaniu, warto skonsultować się z lekarzem. Sam, gdy zaczynałem, spytałem kardiologa o opinię – mówi Artur Luty.

Jeśli już wiemy, że nie mamy zdrowotnych przeciwwskazań, to na początek warto dołączyć do osób już morsujących, które udzielą rad, będą nam towarzyszyć przy pierwszym zanurzeniu, a w razie potrzeby zareagują. – Jestem zdania, że morsuje się w grupie. To swego rodzaju wydarzenie towarzyskie. Coś zupełnie innego niż wędkowanie, któremu służy samotność. Gdy morsujemy w grupie, jest raźniej, weselej, motywujemy się wzajemnie do tego, by wytrzymać w wodzie od 5 do maksymalnie 10 minut. Poza tym, jeśli jezioro jest skute lodem i trzeba wyciąć przeręble, to lepiej to robić we dwie osoby – wyjaśnia Artur Luty.

Do morsowania nie jest potrzebne szczególne wyposażenie. Wystarczą kąpielówki czy stój kąpielowy, najlepiej włożyć czapkę, bo przez głowę tracimy najwięcej ciepła. – Warto też chronić kończyny. Są najdalej serca, najszybciej się wychładzają. Na stopy wkładam buty neoprenowe a na dłonie rękawiczki – opowiada Michał Matłoka.

Do wody nie można wchodzić bez rozgrzewki. – Proponuję przebiec lekkim truchtem kilometr. A przed samym wejściem do wody wykonać kilka prostych ćwiczeń gimnastycznych – doradza Artur Luty. Tym, którzy zaczynają przygodę, zaleca, by wchodzić do wody na 2–3 minuty, a potem wyjść na brzeg, żeby się przebiec, zrobić kilka przysiadów i ponownie się zanurzyć. 

Natomiast Michał Matłoka radzi, by unikać pewnego drażliwego tematu. – Nie można rozmawiać o tym, że będzie zimno. Nie ma co za dużo o tym  deliberować. Rozbieramy się, wchodzimy do wody i rozmawiamy o czymś innym. Na początku jest zimno, czuje się ból, ale jak już się zanurzymy, to jest ciepło. Człowiek czuje się odprężony – tłumaczy.

Po wyjściu z wody trzeba się szybko osuszyć i ubrać. – Organizm reaguje szokowo. Warto przygotować ciepłą i izolującą odzież, którą będziemy w stanie szybko na siebie włożyć. Po morsowaniu dobrze jest też napić się czegoś ciepłego – radzi Michał Matłoka.

 

Morsy polecają zimowe kąpiele w jeziorkach otoczonych drzewami, najlepiej w tych położonych w lesie. Zimny zastrzyk dopaminy_1

 

Tam, gdzie mieszka człowiek lodu

Każdy z morsujących klubów ma swoje ulubione miejscówki. Wiele nawiązuje kontakt z nadleśnictwami, które podpowiedzą, gdzie na ich terenie są miejsca w sam raz do zimowych kąpieli. Stowarzyszenie Morsy Kalisz korzysta ze zbiorników wodnych znajdujących się pośród lasów Nadleśnictwa Kalisz. W malowniczym jeziorze Mormin na terenie leśnictwa Wielonek morsuje Stowarzyszenie Klub Morsów Wodne Niebo. 

Morsy Grodzisk Wielkopolski upodobały sobie Jezioro Kuźnickie w Nadleśnictwie Grodzisk. To jezioro polodowcowe, z trudno dostępnym, stromym brzegiem. Jedno z nielicznych płaskich miejsc leśnicy udostępnili turystom, tworząc tak zwaną Leśną Zatokę. – To bardzo ładne miejsce. W pobliżu nie ma żadnych zabudowań. „Leśna Zatoka” jest oddalona od najbliższej drogi krajowej o jakiś kilometr, woda jest bardzo czysta. Morsowałem w wielu miejscach, ale takiego klimatu jak na Jeziorze Kuźnickim trudno szukać – opowiada Łukasz Kaźmierczak i dodaje, że są bardzo wdzięczni Nadleśnictwu Grodzisk za współpracę.

Morsy z całej Polski chętnie ciągną na Dolny Śląsk. Zanurzają się w wodach wodospadu Kropelka w Pilchowicach albo jadą do swego rodzaju mekki miłośników zimowych kąpieli – Wodospadu Podgórnej koło karkonoskiej wsi Przesieka. Nikogo tam już widok morsów nie dziwi. W Przesiece dom ma Wim Hof, Holender znany jako Iceman (człowiek lodu). Hof to rekordzista Guinnessa między innymi w kąpieli w lodzie, pływaniu pod lodem, półmaratonie boso po lodzie i śniegu. Zdobył Kilimandżaro ubrany tylko w krótkie spodenki i buty. W szortach i sandałach niemal wspiął się na Mount Everest. Wspinaczkę uniemożliwiła mu kontuzja stopy. Zakończył ją na wysokości 7400 m n.p.m. W Przesiece organizuje turnusy i biegi Icemana. Śmiałków zimą prowadzi w krótkich spodniach na Śnieżkę.

Morsować można i w wielkich miastach. Poznaniacy mają Jezioro Kierskie, z kolei morsy ze stolicy kąpią się w Jeziorku Czerniakowskim albo wyjeżdżają niedaleko do sąsiadującej ze stolicą Zielonki. Tam mają do dyspozycji Glinianki. To kilka zbiorników powstałych po dawnej kopalni iłów, które wykorzystywano do produkcji cegieł. Dziś, choć zbiornik leży w granicach miasta Zielonka, jest otoczony drzewami, brzegi porastają trzciny. Jest pomost i miejska plaża. 

Glinianki to jedno z miejsc, w którym w zimowym sezonie można spotkać morsującą aktorkę Joannę Moro, znaną z roli Anny German. W wywiadzie udzielonym w tym roku „Echom Leśnym” mówiła, że najbardziej lubi morsować w zbiornikach otoczonych drzewami. Bodźce zupełnie inaczej na mnie działają, niż wtedy kiedy zanurzam się w zimnym basenie czy w balii z zimną wodą. Kiedy morsuję w lesie, oddycham tą naturą. Biegam, śpiewam, widzę obok trzciny, słyszę drzewa szeleszczące na wietrze. To są wyjątkowe odczucia – opowiadała w rozmowie. Przyznała, że zaczęła morsować dla poprawy odporności.

– Jak tylko czuję, że coś mnie łamie, mam zatkane zatoki, od razu jadę nad Jezioro Kuźnickie. Zanurzam się razem z głową, nazywam to resetem – mówi Łukasz Kaźmierczak i przyznaje, że w jego wypadku taka kuracja przynosi skutek.

Morsy uchodzą za tych zahartowanych, których częściej omijają infekcje. – To akurat bardzo indywidualna sprawa. Mimo że morsuję, zdarza mi się chorować, dopadł mnie także COVID, ale chyba nie przechodzę bardzo ciężko sezonowych przeziębień, szybciej wracam do formy. Nie mam jednak wątpliwości, że morsowanie ma działanie prozdrowotne, pozytywnie wpływa na stawy, bóle reumatyczne. Morsy mają też większą tolerancję na zimno. To bardzo cenne w pracy leśniczego, bo dużo czasu spędzamy w terenie. Tylko żona zimą skarży się, że w domu jest chłodno, ale ja tego nie odczuwam, gdyż dobrze czuję się w nieco niższych temperaturach – mówi Artur Luty.

Zimne kąpiele to zastrzyk dopaminy. Dodają szczęścia i energii i energii do działania.

 

Nie zostawiaj śladów

Zanim wybierzemy miejsce do morsowania, trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na to, czy zbiornik jest przeznaczony do kąpieli. – W lesie mamy także zbiorniki retencyjne, przeciwpożarowe, do których wchodzić po prostu nie można. Przed wybraniem się na morsowanie w którymś z leśnych zbiorników warto najpierw zasięgnąć rady w lokalnym nadleśnictwie – mówi Tomasz Maćkowiak, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu. – Pamiętajmy także, by nie jeździć samochodem po drogach leśnych. One są przeznaczone dla służb leśnych i ratunkowych. Nie zastawiajmy wjazdu do lasu, nie parkujmy aut przy szlabanie. Kiedy potrzebna będzie pomoc, uniemożliwi jej to dotarcie do miejsca zdarzenia. By sprawnie poruszać się po lasach, warto zainstalować w telefonie aplikację mBDL Mobilny Bank Danych o Lasach. Umożliwia nam ona lokalizację, co jest bardzo pomoce w sytuacji, kiedy się zgubimy. Pamiętajmy, że zimą wcześnie zapada zmrok, a w gęstym lesie jest jeszcze ciemniej. Zabierzmy ze sobą niezbędny sprzęt, w tym latarkę – radzi Tomasz Maćkowiak.

Trzeba też pamiętać, aby w lesie nie rozpalać ogniska. – Jest to możliwe tylko w miejscach, które wyznaczy nadleśniczy. Dobrze jest kierować się zasadą leave no trace i nie pozostawiać po sobie śladów. Wszystkie nasze śmieci zabierzmy ze sobą – przypomina rzecznik poznańskiej dyrekcji LP.

Kto chciałby zasmakować morsowania, teraz ma najlepszą okazję. Większość klubów już rozpoczęła sezon i spotyka się na regularne kąpiele. – My pierwsze morsowanie zorganizowaliśmy w ostatnią niedzielę października. Woda miała 11 stopni Celsjusza. Morsowaliśmy też z okazji Święta Niepodległości. Było o jeden stopień mniej – opowiada Łukasz Kaźmierczak. – Raz zdarzyło mi się morsować przy temperaturze powietrza –16 stopni Celsjusza. Woda miała wtedy jakieś 1–2 stopnie Celsjusza. To było moje najlepsze morsowanie – dodaje. 

Gdy to słyszę, aż robi mi się zimno, mimo że rozmawiamy przez telefon, a ja siedzę w ciepłym pokoju. – Skąd pani dzwoni? Zapraszam do nas na morsowanie – proponuje prezes Stowarzyszenia Morsów Grodzisk Wielkopolski. Ja jednak nie kryję, że zimna woda to nie moja bajka. – Też tak mówiłem – przyznaje Łukasz Kaźmierczak. – A teraz modlę się, żeby nikomu nie przyszło do głowy wprowadzić podatku od morsowania, bo musiałbym słono płacić – śmieje się.

Portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie.
Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.
Akceptuję politykę prywatności portalu. zamknij